Generalnie film jest wyjatkowy i wraz z The Secret Life of Walter Mitty przywraca mi nadzieje, ze w Hollywood jeszcze kreci sie filmy dobre, a nie tylko propagandowe.

Czy mnie ujal All Is Lost? Wieloma elementami: 1) bardzo dobre zdjecia - niektore ujecia genialne np. wyeksponowane poczatkowo pod tratwa male zyjatka, a pod koniec rekiny, 2) fenomenalna muzyka - pojawiajaca sie rzadko, lecz podkreslajac wrecz magicznie obraz (nie, nie przesadzam).

Aktorstwo wybitne, widac wrecz jak Redford sie rozkreca - po lekko suchym i sztucznym poczatku, pod koniec wrecz duchowo staje sie Zeglazem (w oryginale "Our Man"), ba... on nim w ostatniej scenie JEST. Ostatania scena zreszta stawia kropke nad "i": to nie jest film akcji, a filozoficzna opowiesc, chwila zadumy nad naszym zyciem i swiatem ktory nas otacza. Zauwazcie, ze jakakolwiek decyzja zostala podjeta przez Zeglaza, ostatecznie okazuje sie decyzja bledna, wrecz fatalna w skutkach - analogicznie wyglada dziejszy swiat, tak niestety postepuja dzis zyjacy ludzie. Mam wrazenie, ze ani scenarzysta (oraz rezyser w jednej osobie), jak i Redford nie maja juz zludzien, dlatego glosno glosno krzycza: "wszystko stracone"!, przy tym upatrujac nadzieje tylko w jednej, jedynej istocie ktora moze nam pomoc tak jak pomogla Zeglazowi, choc dopiero u samego kresu jego drogi i - lecz tylko pozornie - zbyt pozno.

Czlowiek stanie sie prawdziwy dopiero wtedy, gdy zawiedzie go jego technika, jego nauka - ktorymi sie tak komicznie pyszni: gdy bedzie musial stanac przed samym soba - w calkowitym osamotnieniu i bez jakiegokolwiek wsparcia.
Film jest wybitny, nie wiem kiedy minelo ponad 90 minut, a przeciez na ekranie wlasciwie wiele sie nie dzieje. Polecam.

PS
Film wydaje sie mocno osobisty dla Redforda.