Punktów to ja daję tyle samo, ale ... pozwolę sobie ugryźć z innej strony. Wg mnie taki znak równości między kinem familijnym a tzw. "gejowskim" to kolejny stopień w kierunku niechybnej apokalipsy. Proszę nie pisać, że przerasta to możliwości mojego homofobicznego móżdżku... Mam takie samo prawo do skrytykowania małżeństw homo-, a w szczególności posiadania przez nie dzieci, jak ci mają prawo uznawać swoją osobowość za pozbawioną wypaczeń. Na tym polega wolność...
Artystycznie porządnie ugruntowany, zabawne dialogi i oczywiście znakomita gra aktorów. Przede wszystkim pierwszoplanowych.

Jak dla mnie świetny film, naprawdę przyjemnie się go oglądało, żadnych dłużyzn, uroczy klimat. Fakt, iż historia opiera się na parze homoseksualnej czyni ten film wyjątkowym i niezapomnianym. Może nie na miarę Oskara ale na pewno ma w sobie to coś.

"To coś" czyli parę lesbijek robiących sobie dobrze przy gejowskim porno. Cała reszta była już, i to nie raz, nie dwa...

Nawet jeśli powierzchownie to potraktowałeś, to muszę się zgodzić z drugim zdaniem. Wielokrotnie przerabiana fabuła, która nagle staje się ewenementem? Ktoś chyba zaspał...

A jednak to porządne amerykańskie kino, jakiego tak często i na tym forum się domagamy.Wytykanie filmowi wątku homoseksualnego, że wtórny, to doskonała okazja na przegapienie innego równie istotnego. Bo to także film o przywiązaniu, najsłabszym z uczuć najsilniejszej z więzi.
Good night and good luck, esforty.

7/10