w sumie film o niczym... nudne życie dwóch lesbijek, dawca spermy pojawił się i zniknął
szybko, dzieci ułożone... poza doskonałą grą aktorską Julianne i Mark'a nie ma nic w tym
"dziele" wartego uwagi... film popsuty już na etapie scenariusza....szkoda bo obsada bardzo
dobrze dobrana;-/
Rzecz gustu. Moim zdaniem Moore wygrywa każde bezpośrednie 'starcie' z Bening.
Dla przykładu:
1) scena, w pokoju, kiedy rozmawiają o zdradzie - dialog z "just listen to me!"
2) monolog o małżeństwie "marriage is hard, it's really fuc*ing hard"
Reakcja Benning na monolog również świetnie zagrana (ale w porównaniu do Moore wypada blado). Dobry moment przy stole, kiedy Bening rozmawia o Joni Mitchell i śpiewa piosenkę -> ale tam Moore poza patrzeniem się nie miała nic do roboty, więc trudno nazwać tą scenę 'starciem' dwóch pań.
...ale wygrywa w sensie w dyskusji? Bo to, że jej bohaterka miała rację w prowadzonych sporach, nie znaczy, że Moore wygrała aktorsko z Bening. Moim zdaniem ta druga miała dużo większe pole do popisu. Mimo iz postać Bening była irytująca (a może właśnie dlatego) i pośród wszystkich pozostaych bohaterów budziła najmniejszą sympatię, to jednak była to bardzo spójna, charakterystyczna kreacja, taka którą da się zapamiętać. Także aktorsko to raczej Bening wychodzi zwycięsko jeśli już byśmy mieli je porównywać. Zawsze łatwiej wykazać się grając zołzę niż miłą, ugodową postać.
Wygrywa w sensie popisów aktorskich. Przecież podczas oceny gry obu pań nie uwzględniam przekazywanych w scenariuszu treści...
No to tym bardziej stoję przy tym, że Bening aktorsko wypada jednak lepiej. Jak napisałam wyżej jej kreacja jest bardziej pełnokrwista, charakterystyczna bo i postać w pewnym sensie ciekawsza. Może też dlatego, że w tej roli jest zupełnie inna niż rolach, w których ją dotychczas miałam okazję zobaczyć.
Mi, osobiście bardzo trudno określić, która okazała się lepsza. Obie stworzyły fantastyczne kreacje aktorskie i pokazały, że nawet w komedii można się wykazać. Uwielbiam scenę gdy Bening pije wino po znalezieniu włosów Moore w łazience. Kolejną sceną jest monolog Moore o małżeństwie. Obie panie były genialne i dzięki nim ten film jest świetny. Tak czy siak dla mnie Julianne jest zawsze najlepsza więc trudno u mnie o obiektywizm w stosunku do niej :)