Laser ma piętnaście lat i coraz bardziej zaczyna mu brakować męskiego wzorca. Wszyscy jego znajomi wychowują
się w klasycznych rodzinach, mając lepszych lub gorszych ojców, dających im pewien przykład na życie. On jest
dzieckiem dwóch lesbijek, które kilkanaście lat temu zdecydowały się urodzić dzieci. Każda po jednym, od tego
samego dawcy spermy. Jules jest matką Lasera, a trzy lata wcześniej Nic urodziła Joni. Ponieważ chłopak nie jest
jeszcze pełnoletni, prosi swoją starszą siostrę (początkowo przeciwną temu pomysłowi) o to, by skontaktowała się z
dawcą spermy. Okazuje się nim być Paul - lekkoduch, który lata temu rzucił szkołę, a teraz pracuje w branży
spożywczej, posiada własną restaurację, ale nigdy się nie ustatkował. Ku uciesze Lasera i pewnym obawom Joni,
zgadza się na poznanie z rodzeństwem. Utrzymywane w tajemnicy przed matkami spotkanie wkrótce wyjdzie na
jaw, a osoba Paula wpłynie na każdego z członków, dotąd dość spokojnej rodziny.
Całe szczęście film Lisy Cholodenko nie mówi jedynie o spotkaniu dorastających dzieci ze swoim nieznanym
rodzicem. Chęć odnalezienia ojca jest jedynie punktem wyjścia do obserwacji tej trochę innej rodziny, każdego z jej
członków z osobna. Spotkanie jest początkiem prowadzącym do pokazania problemów jakich bohaterowie
doświadczają w tym, konkretnym momencie swojego życia. "Wszystko w porządku" to bardzo przyjemny film
obyczajowy, lekko zabarwiony humorem. Świetne są w nim dialogi, inteligentne, rozwijające sie w ciekawy sposób,
często naprawdę dowcipne. Najważniejsze jednak, że są one tak fantastycznie zagrane przez wszystkich aktorów,
tak dobrze przez nich wyczute. Cały zespół bardzo się tutaj spisał, ale na pierwszy plan wysuwają się dwie główne
aktorki. Przede wszystkim Juliane Moore jako niepewna siebie, wyciszona Jules (szkoda, ze bez nominacji do
Oscara), ale również Annete Bening w roli zdecydowanej, prawiącej kazania i utrzymującej całą rodzinę Nic
(zasłużona nominacja). Mark Ruffalo, Mia Wasikowska oraz Josh Hutcherson również wypadli bardzo dobrze, co
widać chociażby w scenie ich pierwszej wspólnej rozmowy, która oględnie powiedziawszy nie za bardzo się klei.
Brakuje im z oczywistych powodów tematów do wspólnej rozmowy, a to co teoretycznie powinno ich łączyć, jedynie
coraz bardziej dzieli. Pierwsze spotkanie jest jak poruszanie się po polu minowym i dlatego dla Lasera okazuje się
być sporym rozczarowaniem.
Niesamowite ile przeróżnych tematów, problemów i wątków udało się twórcom upchnąć do tego filmu. Chociaż
akurat to słowo nie jest w tym wypadku najwłaściwsze, bo ani przez chwilę nie odczuwa się tutaj przesytu czy
przepychu. Film Cholodenko nie jest przeładowany kolejnymi wątkami, nie jest przesadnie rozbudowany, w wyniku
czego mielibyśmy wrażenie jedynie lekkiego przelatywania nad kolejnymi problemami, lub nieustannego
zmieniania kierunku jego rozwoju. Reżyserka po prostu pochyliła się nad każdym z bohaterów poświęcając mu
trochę czasu, rozbudowując tym samym trochę swój film. Mówi w nim o wieloletnich związkach i problemach jakie
się w nich pojawiają, bo ludzie z biegiem czasu zmieniają się, przyzwyczajają do siebie i przestają doceniać to, co
tak cenne było na samym początku. Mówi o tym jak ważne jest by nie wpaść w rutynę, by cały czas pracować nad
związkiem, bo zapominając o nim, biorąc go za pewnik, można za bardzo odsunąć się od drugiej osoby. „Wszystko
w porządku" to również obraz o dojrzewaniu, o wkraczaniu w dorosłe życie, opuszczaniu rodzinnego gniazda i
związanymi z tym obawami. O uniezależnianiu się od opiekuńczych rodziców, którym często ciężko jest przestać
traktować swoje potomstwo jako dzieci i zacząć widzieć w nich dorosłe osoby, mogące podejmować swoje własne
decyzje. Nawet jeśli nie miałyby być na początku właściwe. I wreszcie to film o potrzebie stabilizacji, która potrzebna
jest każdemu człowiekowi. Bo przelotne związki, burzliwe romanse, w pewnym wieku przestają wystarczać i pragnie
się czegoś więcej.
Cholodenko pokazuje w swoim filmie tę dość nietypową rodzinę jako... po prostu rodzinę. Nie zagłębia się w
dyskusyjny temat związków jednopłciowych, które decydują się na wychowywanie dzieci (swoich lub adoptowanych).
Pokazuje po pierwsze jak nie wiele taka rodzina różni się od tradycyjnego modelu kobieta+mężczyzna, oczywiście o
ile jest stworzona na bazie miłości i wzajemnej akceptacji. Po drugie, i co ważne, pokazuje jakie problemy dla jej
członków, rodziców jak i dzieci, mogą z takiego modelu wynikać. Pomija przy tym największy problem czyli
nietolerancyjne otoczenie, które może nie akceptując takiego rodzaju związku, zamienić życie domowników w piekło,
ale jest to akurat zrozumiałe, bo dodając jeszcze zewnętrzne czynniki, jej film rozrósłby się za bardzo i z pewnością
byłby całkowicie nieskładny. To temat na zupełnie inny obraz. Reżyserka skupiła się na bohaterach, tym co dla nich
w takim nietypowym układzie może być trudne, oraz na jedynym zewnętrznym bohaterze, mającym na nich wpływ
czyli na Paulu. Oczywiście może przez to ten obraz jest chwilami trochę za bardzo powierzchowny, może nie w pełni
wykorzystuje temat, ale wynika to również z gatunku jaki on reprezentuje. Cholodenko nie nakręciła bowiem
poważnego, głębokiego dramatu, tylko obyczajówkę, film zdecydowanie lżejszy. Nakręciła film o nietypowej rodzinie,
nietypowej tylko dlatego, bo prowadzonej przez dwie kobiety. Nie jest on żadnym tam promowaniem
homoseksualizmu (co to w ogóle jest?), czy inną agitacją, jak można przeczytać już na niektórych forach. Nie jest
laurką dla związków jednopłciowych, bo ten tu pokazany do idealnych nie należy.
Szkoda tylko trochę, że pod koniec "Wszystko w porządku" za bardzo się rozmywa. Całość zaczyna rozłazić się na
wszystkie strony i twórcy mają spory problem by poszczególne wątki zebrać razem ze sobą. Wygląda to tak jakby nie
mogli zdecydować się w którą stronę ostatecznie popchnąć tę historię, że w pewnym momencie skończyły się im
pomysły na jej dalszy rozwój. Również zakończenie jest odrobinę rozczarowujące, jakby niedograne, za mało
zaakcentowane. Brakuje w nim jakiegoś mocniejszego domknięcia, odpowiedniego podsumowania. Zupełnie
jakby Cholodenko zakończyła swój film tylko dlatego, bo trwał już blisko dwie godziny i kiedyś skończyć go po prostu
trzeba było. Co prawda jeśli się zastanowić chwilę nad zakończeniem, to jest ono chyba najbardziej logicznym i
prawdopodobnym zwieńczeniem tej opowieści. Każde inne nie sprawdziłoby się tutaj, wyglądało nienaturalnie. Ale i
tak pozostaje po nim pewien niedosyt, małe rozczarowanie.
7+/10