Scenariusz jak z telenoweli, zdjęcia jakby ktoś ustawił kamerę i zapomniał jej wyłączyć, gra aktorów... (jaka gra?) i mamy "behawiorystyczne studium wiarołomstwa", "jeden z najlepszych filmów rumuńskich zeszłej dekady". Bergman wysiada.
Zastanawiam się tylko jaką radochę muszą mieć krytycy robiący wodę z mózgu paru widzom, którzy wierzą im oglądając ten filmowy bełkot.
Pardon. Jest jeden dobry moment: wykład z protetyki, trwający niemal tyle co zajęcia na uczelni.