Jest silna kobieta i homo. Do tego jakieś bezsensowne fantasy i przesadzone/niedorobione efekty. Jak ów kapitan zapierniczał łodzią i w trymiga skręcał, to mistrzostwo regat wszystkich mórz i oceanów, a on popylał po kanałach, wróć, rzece. I ta łódź podwodna, która wszędzie się wciśnie, ale skoro są konkwistadorzy zniewoleni przez drzewo, chyba(!), bo się zdziebko w absurdzie pogubiłem, to i podwodne cygaro może szorować po dnie rzeki. Na korzyść dalekie tchnienie Indiany Jonesa i lekki dowcip, które filmowi przydają uroku. Ogólnie nieskomplikowana rozrywka, która bardziej wymagającego widza może pod koniec jednak znużyć.
:D Wybacz... owym homo jest brat silnej Indiany Jones. W zasadzie trudno mu się dziwić :) The Rock gra jak trzeba i kogo trzeba.
Przypominam, że w Indianie Jonesie też były wątki fantasy. Silna kobieta też by się znalazła. Zgodzę się jednak co do oceny. Kino dla niezbyt wymagającego widza i rzeczywiście pod koniec zaczyna lekko wiać nudą.
Rzeczywiście, to prawda, mimo wszystko wydaje mi się, że tamta fantastyka umocowana była jakoś solidniej, a przynajmniej sensowniej w fabule i bez głupiej nawalanki ze stworami, których kule się nie imają, a padają pod uderzeniem kija golfowego. Trudno mi się wypowiedzieć na temat części z Ufo, czy jakąś tam czaszką, bo chciałem ją jak najszybciej wymazać z pamięci. A co do kobiet, to miałem na myśli miejsce na podium. Tu ona jest motorem wydarzeń, nie odwrotnie.