Ostatnim przeze mnie widzianym równie pięknym wizualnie i muzycznie filmem był "Dom Latających Sztyletów".Oglądając "Wyznania Gejszy" doświadczyłem podobnych uczuć jak wtedy.Po prostu rozpływałem się w fotelu widząc piękne plenery, cudowną scenografię, olśniewające kostiumy...a wszystko to perfekcyjnie sfotografowane i okraszone wspaniałą muzyką Williamsa.Każdy z tych elementów buduje atmosferę, dzięki której z łatwością przenosimy się do Japonii, czujemy się bezpośrednimi świadkami wydarzeń i wręcz możemy poczuć woń kadzideł i olejków stosowanych w domach gejsz.Ale nie ma się co oszukiwać...to właśnie wizualna perfekcja i przepiękna muzyka są najmocniejszą stroną filmu, a sama historia-chociaż ciekawie przedstawiona, dobrze zagrana i wogóle (pomimo długiego czasu trwania filmu) nie nudząca, nie ma w sobie na tyle charyzmatu, aby nie zostać przez stronę techniczną filmu przytłoczoną...9/10.Oscary jaknajbardziej zasłużone, szkoda, że zabrakło za muzykę.