Doczekałem się. Obejrzałem pierwszy porządny film o X-men. Nie jakąś lichą adaptację,
gdzie mutanci wystylizowani na modłę Matrixa zostali pozbawieni duszy i unikalnego
charakteru. Widowisko w "Pierwszej klasie" jest przednie. Wydarzeniom na ekranie nie
można odmówić epickiego rozmachu, co jest moim zdaniem jednym z fundamentalnych
filarów komiksowego pierwowzoru. Scenariusz skrojony na miarę najlepszej adaptacji
komiksów Marvela jak dotąd i rewelacyjna reżyseria powaliły mnie na kolana. Wiadomo, że
to film i nie wszystkie wątki można ciągnąć w nieskończoność jak w komiksach, więc na
wprowadzone zmiany przymykam oko. Wiedziałem, że Matthew Vaughn mnie nie zawiedzie.
Podejrzewam, że nie zawiódł również innych czytelników komiksów. Ja o pozostałych
filmach z serii w tym momencie zapominam i czekam na kontynuację "First Class", która nie
będzie miała wiele z nimi wspólnego. Aktorstwo, dialogi, poprowadzenie opowieści -
wszystko pierwsza klasa. Może nie jest to arcydzieło kina w ogóle, ale na pewno może
pretendować do miana arcydzieła kina rozrywkowego. Taki powinien być film o "X-men".
Brawo dla wszystkich zaangażowanych w produkcję, a zwłaszcza dla reżysera oraz aktorów
Michaela Fassebendera i Jamesa McAvoya.