Pomysłowa próba połączenia uniwersów, czy zwykły skok "na kasę"? Najnowsza odsłona sagi X-Men cieszy się powszechnym zachwytem. Ale czy na pewno pozbawiona jest wad? Zapraszamy do wysłuchania krótkiej dyskusji o filmie:
http://www.youtube.com/watch?v=NBvg9meA2eU&list=UUhibXEQHlAQgQKMiBKm476Q
Głupio się słucha czegoś co już w pierwszych 30 sekundach sadzi błąd za błędem, miesza pojęcia itp.
Ale pomijając to, a wracając do samych X-menów. Jeśli coś uznać za wznowienie i restart to First Class, a nie DoFP. Zresztą to z czym macie tu problem to fakt, że leżycie ze znajomością komiksu. Days of Future Past to klasyczna i jedna z najlepiej znanych historii o X-menach, więc ciężko dziwić się wykorzystaniu. Ale fakt oparcie się na komiksie sprzed 30 lat wynika z wtórności i kopiowaniu późniejszych filmów... A może to jednak te filmy wykorzystywały motywy z komiksów?
Brak Magneto wynikał z tego, że First Class stanowiło swoiste Magneto: Origins (zresztą takie było pierwsze założenie filmu). Ten film opowiada przede wszystkim o Xavierze i Mistique.
Narzekanie też na wprowadzone żarciki (takie jak właśnie J.F.K.) wynika tylko z nieznajomości historii. Bend the Bullet to jedna z popularnych teorii spiskowych i tutaj jest wyśmiewana.
Także na przyszłość warto troszkę poszukać i dowiedzieć się, żeby potem nie wychodziły głupoty ;)
Obawiamy się, że musimy się z Tobą nie zgodzić. Po pierwsze, we wstępie wyraźnie mówimy, że prequelem jest First Class, a nie DOFP, które jest jedynie próbą połączenia obu uniwersów ("starej" obsady z "nową"). Nie powiedzieliśmy, że DoFP jest sequelem FC, ale to chyba oczywiste. Po drugie, 80 procent widowni lub nawet więcej stanowią widzowie, którzy z komiksami o X-Menach nigdy nie mieli do czynienia i to z ich perspektywy oceniamy ten film. Po trzecie, to oczywiste, że komiksowy geek zawsze znajdzie powód, aby bronić komiksu jak niepodległości. Ale komiks to komiks, a film to film. To są dwie osobne dziedziny sztuki, każda z nich rządzi się innymi prawami. Po czwarte, myślący kinowy odbiorca chce przede wszystkim oglądać dobrze opowiedzianą historię z bohaterami o intrygującym profilu psychologicznym, którzy nie są jedynie ładną ozdobą na ekranie. Twórcy chcieli upchnąć jak najwięcej postaci, jednocześnie oszczędzając na czasie (dwie godziny to zdecydowanie za mało, aby wycisnąć z tej historii i bohaterów najlepsze soki) - w efekcie cała historia wraz z jej głównymi aktorami - Xavierem, Mistique i Magneto - sprawia wrażenie dużo bardziej uproszczonej w porównaniu do tej z FC. Najwyraźniej kasa się musi zgadzać - im krótszy film, tym więcej jego seansów można zmieścić w kinowym repertuarze - ergo, więcej przychodów dla producentów.
Serdecznie pozdrawiamy!
fakt faktem rzeczywiście ta historia była za krótka, 2 godziny 40 albo 30 minut było by dla filmu korzystne, możliwe że taka wersja będzie dostępna na dvd
Oby tak było. Najlepsze jak dotąd komiksowe filmy o superbohaterach, czyli Batmany Nolana zawsze trwały zawsze grubo ponad dwie godziny - "Mroczny Rycerz" 2h 32min, a "Mroczny Rycerz Powstaje" aż 2h 45min.
lol, raz, że jesteś przezabawny, że uważasz Batmany Nolana za tak dobre, a dwa, że to raczej przykład obalający twą tezę, bo wprost proporcjonalnie do wydłużania kolejnych części spadał ich poziom :D I o ile Batman Begins był dobry i The Dark Knight
niezły, to o tyle The Dark Knight Rises był słaby, bardzo słaby - głupota goniła głupotę, a realizm gdzieś wyparował :D
Chociaż, co do zasady, zgadzam się z tezą, bo wiadomo, że dłuższy film znaczy lepszy film, a najlepszym tego przykładem mogą być Watchmeni, którzy trwali ponad 3 godziny, a nie było najmniejszych dłużyzn i niepotrzebnych scen