nie przykryją banalności przesłania tego filmu. Sam pomysł był ciekawy, ale dialogi powodowały zgrzytanie zębów. Powtarzanie uduchowionym głosem fraz w stylu: „Nie ma czegoś bez niczego” lub „To, co gąsienica nazywa końcem, reszta świata nazywa motylem” są jak wyjęte wprost z twórczości Coelho. Zapewne niezwykłym odkryciem jest również stwierdzenie, że żyjemy, dopóki inni o nas pamiętają. Ładna scenografia.
"There is no something without nothing."
Ta myśl jest adekwatna do Yang i działa na kilku poziomach. Zresztą jest to odwołanie do Alana Wattsa.
Niektórzy porównują ten film do Blade Runnera, a ja mam skojarzenia z Pokojem syna Morettiego.
Pamięć staje się wyrazem życia duchowego jednostki a zarazem stanowi medium, przy pomocy którego dokonać można rozpoznania historii.