Fajna rola Lilina Gish i jej ekspresje. Ale Donald Crisp w roli Walecznego jeszcze ją przebija. Ta ekspresyjność i mimika jest oczywiście zbyt duża, ale ciekawe zjawisko jesli chodzi o historie kina. Warto zwrócić też uwagę na zbliżenia na twarz w celu pokazania emocji bohaterów. To chyba nowość w kinie była.
W ogóle Gish to jednak wielka klasa.
Zastanawiam się też czy Griffith starał sie tym filmem w jakimś tam stopniu zrehabilitować za "Narodziny Narodu"? Jak tak, to chyba pod czyimś wpływem, bo jak ktoś już wcześniej zauwazył na tym forum, jest tutaj prawdopodbnie próba przemycenia nietolerancji. Taka delikatna. I ewentualnie raczej nie jest to naditerpretacja dzisiejszego widza.
Tak, ja wiem o tym. Ta "rehabilitacja" była efektem publicznej nagonki na niego, z tego co się orientuję.
Co i tak nie jest w tym filmie do końca przekonujące. Tylko w tej powierzchownej warstwie, gdzie mamy damskiego boksera, delikatną istotkę- jego ofiarę i jej bohatera, którym o dziwo może być Chińczyk, czymś takim to zalatuje, bo ta ostatnia postać została pokazana w taki lekceważący sposób, dobry uczynek tak, ale przy tym rozumek nie jak u białego człowieka, raczej dobroć wynikająca z wrodzonej służalczości i na dodatek pożądanie zakazanego owocu, białej kobiety. bleh. A Crisp jako ten zły, jest tu pokazany raczej jako typ choleryka, a nie jednoznacznie jako podlec i ostatnia kanalia.