"Złamana Lilia" to ponoć pierwszy melodramat w histori, co już jest wystarczającym powodem do nazwania filmu Griffita arcydziełem. Faktycznie widać w nim wzorce, z których gatunek czerpie po dziś dzień. Ale pomijam kwestie filmoznawcze, bo to nie moja działka. Historia opowidziana w filmie jest ciekawa i wciągająca, pomimo zbytnio teatralnej ekspresyjności rola Crispa warta wszelkich pochwał. Miłośnikom starego kina zdecydowanie polecam. Tym, którzy sceptycznie podchodza do filmów niemych, już nie koniecznie, bo jednak aby pochłonąć dzieło Griffita, należy mieć cierpliwość i wyrozumiałość, nawet dla tych pozornie krótkich 90 minut.
9/10
A mi akurat z filmów Griffitha, które oglądałem (Narodziny Narodu, Nietolerancja, Złamana Lilia, Męczennica miłości i Dwie Sieroty) ten podobał się najmniej. Mimo, że najkrótszy z nich, to akcja w nim się najbardziej ciągnie. I mam duże pretensje do Griffitha za to, że Chińczyka gra biały aktor. Rozumiem, że mógł nie mieć możliwości obsadzenia aktora azjatyckiego, ale przez ten zabieg film odbiera się mniej poważnie. Mi to przeszkadzało.
Zapraszam na:
1001filmow.blox.pl
Mi też to przeszkadzało. Zresztą - mogę się mylić, ale czy przypadkiem ról czarnoskórych i mulatów (przynajmniej niektórych) w "Narodzinach narodu" też nie grają biali ludzie?
"Złamana lilia" jest nudna, łzawa i dosyć banalna w treści, a na dodatek nieco rasistowska (szczerze mówiąc mam wątpliwości, czy to jest film o miłości odwzajemnionej, skoro jedyną osobą w tej parce, która wzdycha, śpiewa, marzy i chce się całować jest "Żółty Człowiek", a "Dziewczyna" chętnie korzysta z jego troskliwości, strojąc się na przykład w dawane jej ciuchy, ale na jego chęć jej pocałowania dwukrotnie się odsuwa - drugi raz z wyraźnym WSTRĘTEM). Wstawek tekstowych jest nieco za dużo, a niektóre z nich po prostu rozwalają melodramatyczną tandetą. Poza tym nie jest to - oczywiście - pierwszy melodramat. Wcześniej powstawały już melodramaty we Francji, czy Danii.
Niemniej film broni się aktorstwem i reżyserską robotą Griffitha, który był świetnym rzemieślnikiem i CZASEM artystą (choć to drugie - nie w tym filmie). Dlatego 6/10 mogę dać.
Oczywiście, że grali, nie wiem nawet czy by przeszło w Ameryce, gdyby było inaczej . A do tego jak wiadomo Griffith był rasistą.