- film zaczyna się widokiem na wieże WTC i datą w której się dzieje akcja. Niby ma mieć znaczenie na końcu, ale po co tak to podkreślać, skoro w żaden sposób w filmie nie ma odniesienia do tej daty/okresu (może niby klimat ma być z epoki, ale do tego klimatu też nie ma odniesienia) ?
- bohater zostaje bardzo skrzywdzony (traci nerkę), ale sam zaczął zaczepiać bandziorów (kto tak robi - jego sąsiadowi nic się nie stało. Mógł powiedzieć kim jest i gdzie jest Russ i tyle). Krzywda jest ogromna, a w ogóle nie ma kontynuacji (w kontekście wagi krzywdy).
- jeżeli utrata nerki miałby być pretekstem do rzucenia picia, to bardzo to słabo moralizujące, bo taka wymuszona decyzja o odejściu od nałogu, nie jest żadnym bohaterstwem.
- słabiutka niby seksowna scena ? Po co ?
- po pijaku zdejmuje spodnie przed wejściem do budynku ? Po co ? (Czy po to, żeby móc w nich później znaleźć klucz, ale można było to zrobić na tysiąc lepszych sposób)
- skoro wiedział, że jest pod obserwacją bandytów, to po co poszedł do domu dziewczyny (przez co sprowadził do niej bandytów, którzy niby tacy wszechmocni, a musieli go śledzić, żeby do niej dotrzeć) ?
- niby przemiana duchowa, po niby zrozumieniu przed czym ucieka - bez kontynuacji
- niby mądrość babci żydówki - po co ta scena skoro nie ma żadnej kontynuacji
- niby czarny humor (a la Pulp Fiction - patrz niżej)
- skąd nagle jednorazowa scena bokserska. Mógł walnąć "ruska" bejsbolem - to by miało spójny sens - choćby ze sceną 100% skuteczności odbić na boisku po przemianie.
- niby żydowski Pulp Fiction (niby cyniczno-bandycki dialog żydów jak Julesa i Vincenta)
- no i kwota - 4 miliony dolarów. Serio ? Za 4 miliony tyle śmierci i brutalności ? Rozumiem, gdyby to był głęboki psychologiczny film jak np. "Krótki film o zabijaniu", gdzie taksówkarz ginie za kilka złotych, gdzie w takim ujęciu właśnie ta znikoma kwota względem rozmiaru tragedii jest elementem znaczącym dla dramaturgii filmu. Ale tutaj nie ma szczególnego znaczenia. Od po prostu "kupa forsy".
- niby powód, dla którego bandyci szukają Russa. Niby szlachetny Russ jadący na pogrzeb ojca, Ale jak główny bohater radzi sobie z tym, że Russ wyciąga do niego pistolet i właściwie zapowiada, że chce go zabić, a potem razem uciekają i ckliwa scena z przedśmiertną prośbą o opiekę nad kotem. Kompletny brak spójności.
- no i końcówka filmu (w nawiązaniu do początkowej sceny) - tylko wtedy (w latach przed 11.09) mógł niby przewieść miliony banknotów samolotem w bagażu.
- końcówka w barze na plaży, też niespójna, bo po co ten uśmieszek ? Przecież wcześniej nie ma żadnej nawet wzmianki, ze wina za ścielącego się trupa zostanie przerzucona na kogoś innego niż główny bohater, zatem jego wyjazd "w Bieszczady" nie jest żadnym rozwiązaniem, bo FBI będzie go ścigać do końca życia. Z czego więc się tak cieszy ?
- skoro miało być na końcu lekko/lżej, to trzeba było na końcu w barze podstawić jakąś dziewczynę żeby żyli długo i szczęśliwie" jak Hiob, który wszystko stracił, żeby wszystko zyskać będąc wytrwały w wierze, tak bohater mógłby tracić (jako kara za jego grzechy) i mógłby zostać nagrodzony po przemianie.
- .... ale po co scena z matką ? Przecież wiadomo, co przysłał matce w paczce zostawionej pod drzwiami. Taka dosłowność trąci wciskaniem niegdyś znanej aktorki na siłę dla zarobienia przeze nią paru dolarów.