Przynależność gatunkowa do westernu (przynajmniej według klasycznych skojarzeń) wydaje się nieco dyskusyjna, bo to bardziej film o ujarzmianiu dzikiego kapitalizmu i aktualnym po dziś dzień sporze o to, czy dla dobra ogółu ważniejsza jest eksploatacja minerałów, czy uprawa ziemi, która je skrywa - co podkreśla patetyczny finał. Mimo przewidywalnych kolejnych elementów fabuły ogląda się nieźle, zwłaszcza jeśli ktoś lubi Olivię de Havilland (która dość przekonująco udaje tu młodszą o pięć lat dzierlatkę).