Film na początku zapowiadał się świetnie. Ładne ujęcia krajobrazu i zwierząt. Fajny australijski nastrój. Ciekawy pomysł z tą wysepką i tym przejściem na drugą stronę za pomocą liny. Wszystko zapowiadało się naprawdę interesująco. Ale im dalej w las, tym gorzej.
Właśnie do tego momentu, gdzie wydostali się z wyspy film zaczyna się sypać. Ludzie dosłownie zostawiają Pete i wbiegają do dżungli w ciemno. Wystarczyło po prostu oddalić się w bezpiecznej odległości od wody i poczekać, aż Pete dołączy.

Ogólnie grupa cały film myślała nielogicznie. Jak się rozbili na wyspie od razu powinny wziąć wszystkie rzeczy, które mogły się przydać (apteczka, martwą padlinę) a nie wchodzić do wody "na raty". W sumie od razu mogli dopłynąć statkiem na jakiś brzeg z tą dziurą, ale tu jeszcze można zrozumieć, że trzeba było szybko podjąć jakąś decyzję i nie zdawano się sprawy z zagrożenia.

Ale najbardziej zabolał mnie fakt, jak trzy osoby wpadają do wody, to zamiast dopłynąć na drugi brzeg, wracają na wyspę. MASAKRA.

Miło się zaskoczyłem, gdy "uśmiercili" panią przewodnik Kate, ale oczywiście na samym końcu musiała jakimś cudem przeżyć.

Ale trzeba przyznać, że film trzymaj w napięciu. Co prawda niektóre rzeczy były do przewidzenia, np. było wiadomo, że Neil dotrze na drugą stronę wyspy i przywiąże linę, żeby coś działa na ekranie. Myślałem, że uda się jednej, może dwom osobom przejść i krokodyl później wyskoczy z wody i przygryzie linę wraz z ofiarą, przez co byśmy mieli dwie grupki. Jedna by poszła po pomoc, druga by dalej coś kombinowała lub by czekała. No ale twórcy mieli inny pomysł.

Podsumowując to spoko film jak na animal attack. Porównując do innych filmów tego typu, ten wyszedł naprawdę świetnie.