... a wyszła ciężko strawna kakofonia taniości, ze słabym montażem, urojoną fabułą i niezwykle durnym zakończeniem, wszystko to spięte na taśmę biurową i podane na brudnym talerzu.


Nie odbierzcie mnie źle, ja chciałem by ten film wyszedł, uwielbiam Jeta Li (tym bardziej nie potrafię wybaczyć Niezniszczalnym 2 za jego praktyczny brak), uwielbiam kino akcji, kocham motyw wendetty w nim, gdzie główny bohater pchany chęcią zemsty przeżyna się przez hordy sługusów tego złego, aby na sam koniec dopaść bossa i w widowiskowy sposób rozłupać mu łeb. Tutaj to nie działa.

Po pierwsze fabuła, choć miała aspiracje do bycia czymś więcej i próbowała być zaskakująca, tylko pchała się w coraz większą bzdurność i intrygę szytą tak grubymi nićmi, że choć bym chciał nie mógłbym jej przełknąć i przyjąć na spokojnie. Nie będę spoilował kto oglądał ten wie o co mi chodzi. Końcowy wątek, co kto i dlaczego zrobił jest po prostu śmieszny, a wytłumaczenie jednego z bohaterów przyprawia o ból brzucha ze śmiechu. Naprawdę szkoda bo początek filmu był niezły.

Sceny walki są bardzo słabe, przy okazji beznadziejnie zmontowane, co chwila widać statystę w roli Stathama, kamera co chwila dziwnie przeskakuje, a co najgorsza, sceny te są niebywale krótkie. Do tego zwykle polegają na wymianie 5 czy 6 ciosów i się kończą, nie dają się sobą nacieszyć. A szkoda.

Statham wypada słabo w tym filmie, niestety rola Jet Li też jest jakaś taka bez polotu i finezji. Na szczęście nie jest z nimi jeszcze tak źle jak z resztą drugoplanowych postaci, których się nie pamięta po filmie.

Ogólnie nie chce mi się zbytnio rozwodzić nad problemami tego filmu, dałem główne powody takiej a nie innej mojej oceny tego tworu.