Z całego serca doradzam omijać szerokim łukiem! Pierwszy film braci Lumière miał nieporównanie bardziej skomplikowaną fabułę i wzbudzał większe emocje, niż ta produkcja, choć nie był kręcony w Kambodży. Nie będę nawet próbował przybliżać meandrów scenariusza, bo ich po prostu nie ma. Nie mam też zamiaru porównywać tego filmu do innych historyjek o zbuntowanych lub morderczych robotach, bo równie dobrze można doszukiwać się analogii pomiędzy odlewaniem Dzwonu Zygmunta a połowem krabów w Morzu Północnym.
Na plus filmu zaliczyć natomiast trzeba oddanie aktorów, którzy starali się dawać z siebie wszystko w mocno niesprzyjających warunkach przyrody. Nie zmienia to faktu, że sama gra nie wystarczy, bo większość filmów i większość reżyserów posługuje się scenariuszem. W tym wypadku był tylko pomysł, może i nie najgorszy, ale sam pomysł to stanowczo za mało, bo kino improwizowane opiera się na zdecydowanie innych zasadach.
Wydaje mi się, że ocena pomiędzy "3" a "4" to maksimum, którym obdarzę ten wyrób.
Co ty pierd...? Nie przesadzaj, szerokim łukiem to Twoje marudzenie trzeba omijać.
Wcale nie pierd... i nie marudzę, po prostu jak widzę końską kupę, to nie wołam: "O, kasztanek!". Film posiada fatalną quasi fabułę godną kiepskich strzelanek, aby ją opowiedzieć nie trzeba było poświęcać monstrualnego czasu ponad 2 godzin, skoro da się streścić w najwyżej półgodzinnym klipie, bohaterowie są tak stereotypowi jak krasnoludki Sierotki Marysi, rozważania typu "co to znaczy być człowiekiem" są tak oczywiste jak echo w studni i tak wyświechtane jak kapcie w muzeum, nie wspominając, że chyba odrobinę lepiej tę problematykę przedstawiał pewien mało znany i niepopularny pisarz - Dick. No i ten oczekiwany końcowy spin, jakże zaskakujący i nieoczekiwany, we wszystkim maczali swe brudne paluchy urzędnicy administracji USA! Faktycznie, warto było czekać, bo tej sensacji nie spodziewał się zapewne nikt z widzów.
I na marginesie, jeśli komuś choć przez chwilkę, choć na moment zamajaczył w mrokach podświadomości stary i kiepski, przez nikogo nielubiany tytuł "Predator", a także parę innych tytułów o zbuntowanych robotach, to z całą pewnością była niczym nie uzasadniona koincydencja.
P.S. Marudzę i jednocześnie jestem bardzo ciekawy, czym uzasadniają swe zachwyty wielbiciele "Monsters of Man"? Przecież nie idiotycznym tytułem.
Kolega ma rację, strasznie pierd...
I te Twoje wysublimowane porównania z dupy wzięte, litości!
Komu chcesz zaimponować? Kontrybutorom takim jak Ty? Dorośnij.
Stary i kiepski, przez nikogo nie lubiany(!) "Predator"?!
Na Filmwebie nota 7,4; na IMDb jeszcze lepiej - nota 7,8!
No, ale Ty wielki krytyk filmowy wiesz lepiej, widocznie te pół miliona widzów (łącznie z obu serwisów) myli się, a Ty zapewne masz rację.
BTW "Monsters of Man" nie powalił mnie, oczekiwałem czegoś więcej. I tyle.
I wg mnie Twoja wypowiedź przeszłaby bez echa, jako subiektywna, pełnoprawna opinia na temat filmu, gdyby nie te pseudointelektualne wstawki.
Może oczekiwałeś tego "poklasku"?
A może to te Wasze kontrybutorskie pojedynki na przemądrzałe recenzje?
Do nich może trafią te wypociny, dla mnie to zwykły bełkot. Sorry.
Raczej nie pozdrawiam.
Maruda, coraz więcej takich. Predator, Terminator, Chappi i coś tam jeszcze. Jak dla mnie bomba.
Fajnie, że wreszcie uruchomił się ktoś z jajami, a przynajmniej mam nadzieję, że je ma! Szkoda tylko, że kolejny raz nie udało mi się wyczytać czegoś więcej, jakiejś refleksji, może nawet uzasadnienia, dlaczego film (niekoniecznie akurat ten) się spodobał. Mnie się nie spodobał i starałem się przekazać społeczności FW dlaczego tak, a nie inaczej go oceniam. Zawsze to robię i nie potrafię przejść do porządku dziennego nad postami typu "zajebisty", "wciska w fotel, polecam każdemu", "dla mnie bomba", bo są to w moich oczach zachwyty półanalfabetów nie potrafiących się wysławiać w mowie i piśmie. Być może zbyt cenię polski język i jego cudowną złożoność, by podążać taką drogą i dlatego kiedyś świadomie wybrałem taki a nie inny styl opisu swoich przeżyć po odbytym seansie. Zdaję sobie sprawę, że niekoniecznie przypada on każdemu do gustu, ale to problem odbiorców, którzy w każdej chwili mogą przerwać lekturę. Czy jest to bełkot, czy też nie, pozostaje sprawą dyskusyjną, dla mnie bełkotem jest niezborność przekazu interlokutora.
Nie wiem, która część mojego przekazu została przez Ciebie odebrana jako pseudointelektualny bełkot, a zatem nie potrafię określić dlaczego tak się stało i co powinienem zmienić - oczywiście wedle Twojej opinii. Obawiam się jednak, że moje wpisy odbierasz nieco opacznie i nie potrafisz odróżnić ironii od powagi, gdybyś był choć odrobinę dociekliwy, to sprawdziłbyś jaka jest moja ocena "Predatora" i może wtedy wtedy zastanowiłbyś się nad znaczeniem moich słów. Nawiasem mówiąc to samo tyczy się "Terminatora". Nie zamierzam ich objaśniać, bo tylko ktoś zatrzymany w... pewnie wiesz, w czym, zastanawia się, dlaczego Maurer powiedział 17-letniej dziewczynie "ty stara dupa jesteś", a ona przecież jest młoda.
P.S. Już dość dawno "dorosłem".
P.P.S. Twoja obrona "Monsters of Men" nie przypomina "Obrony Sokratesa". A szkoda.