Obejrzałem film i bardzo się na nim zawiodłem. Sam pomysł jest całkiem niezły (dwóch zwaśnionych gangsterów, zemsta ostatniego pozostałego przy życiu członka rodziny), ale wydaje mi się, że popełniono kilka ewidentnych błędów w konstruowaniu tej opowieści.
Po pierwsze chodzi o styl filmu. W jednej chwili jest to zabawa z widzem w stylu Tarantino (scena z różowym ręcznikiem), a w drugiej mrożący krew triller (scena z zakładania worków na głowę). Rezultat jest taki, że film jest niespójny.
W skrócie, cały trik (czy też "numer") polega na tym, że bohater wydaje się sympatycznym gościem, a okazuje się być zimnym draniem, aby na końcu zmienić się w zwykłego romantycznego chłopaka.
Po drugie. Nie za bardzo rozumiem po co bohaterowie planowali ten cały "numer". Ich postacie są skonstruowane tak, że sprawiają wrażenie "wszechmocnych" (włamanie do wieży Bossa, pokonanie wszyskich strażników i przetransportowanie ciała Rabina - to wszystko nie zostało pokazane, a musiało się zdarzyć). Więc po co to wszystko? Bohater mógł sam załatwić sprawę bez żadnych misternych gierek.
Może ktoś to ogarnął?
Pozdrowienia.
stary to jest film, a nie rzecywistosc. A jak wiadomo filmy czesto lubia naciagac pewne sprawy i czesto wychodzi im to z dobrym skutkiem. Tak jest z "zabojczym Numerem". Poprostu sie w niego wczuc, a nie szukac jakis rzeczy ktore w prawdxiwym swiecie nie maja miejsca. Jesli ktos takiego kina nie lubi to niech skupi sie na "Ojcu Chrzestnym", a 'zabojczy numer" zostawi fanom.