...jakby uszyty na moją miarę.
Świetny scenariusz, jakby rozpychający się łokciami pomiędzy wieloma podobnymi, wnoszący w ten "zuiformizowany szereg" nową jakość, nowy kolor.
Kapitalne, niesamowicie dowcipne dialogi, a wśród nich wręcz tarantinowskie, pseudofilozoficzne tyrady dwóch głównych "źlaków".
Motyw zemsty, motyw ( częściowego) moralnego odrodzenia stuprocentowego bydlaka, motyw rywalizacji grup przestępczych, niesamowicie barwny - dzięki Lucy Liu - motyw miłosny, zaskoczenia - "śródfabularne" i końcowe... Dla mnie to, jak sałatka z ulubionych produktów.
Bardzo dobra, niebanalna narracja, tak trochę nawiązująca do najlepszych sensacji Guy'a Ritchie'go.
Parada przekonywujących postaci; wyjątkiem postać grana przez Freemana ( nota bene jednego z moich ulubieńców ), który sprawiał wrażenie, jakby bez przygotowania zastępował kogoś w typie Laurence'a Fishburne'a w roli napisanej specjalnie dla niego.
Bardzo zabawne epizody, jak choćby ochroniarze-cyngle Bossa i Rabina. A przecież coraz trudniej o porządnego "clowna drugiego planu", co udowadnia choćby polska "kinematografia naśladowcza"...
Słowem, film jest u mnie na naprawdę wysokiej półce. Od kilku już lat...