Jeden z lepszych filmów tego roku obok Insideman. Morgan i Bruce jak zawsze byli klasą dla siebie, Hartnett trż dał radę, Liu nie miała wiele do grania, a aktorzy charakterystyczny byli świetni szczególnie ten kumpel Elvisa. Dużo zaczerpneli z Tarantina, Ritchiego i Stona, a kręcono podobnie jak w Mieście Boga i Chłopcach z Ferajny. Było też sporo świetnych tekstów, a co ,najlepsze, film zaczął być przejrzysty jakieś 5 minut przed końcem. Na dodatek boska żydowska mafia i piosenka na koniec. Przyszły klasyk