.
Dlaczego Goodkat nie zabił dzieciaka?
Taki zabójca zawodowiec i go sumienie ruszyło? Nie wierzę.
Ja to sobie tak wymyśliłem że zaimponował mu spokój dzieciaka. A jak się dowiedzieliśmy jest on chory na coś tam i nie za bardzo się czymkolwiek denerwuje. Więc sobie pomyslał że może "wychodować" sobie pomocnika.
Ja myśle, że Goodkat poprostu zlitował się nad chłopcem. Przy czym obie wasze opinie mogą być słuszne, zaimponował mu spokój chłopca, nasuwając pomysł z pomocnikiem, a może i następcą. Dowodem na to może być zabranie dzieciaka ze sobą, a nie zostawienie go gdzieś w przytułku czy domu dziecka.
Tak czy inaczej, gdyby Goodkat kropnął małego, film skończyłby się po kilku minutach :D
żeby film mógł powstać... :D
swoją drogą czekam na awangardową produkcję kina offowego, w której główny bohater zginie w pierwszych 10 minutach filmu a pozostałe 90 minut to będzie albo lista płac albo długi film o niczym
hyhyhyhyhyhy
Jak kino offowe to lista płac raczej krótka :P
Ale pomysł dobry, ginie główny bohater i co, film o niczym? Wtedy, mimo woli, pojawiłby się inny bohater, bo w filmie musi być coś przykłuwającego uwagę widza, czy to człowiek, kot, pies, toster, grupa sprzętów AGD zwierząt. Inaczej na co byś patrzył przez te kilkanaście minut? Jeżeli nawet obraz byłby tylko zdjęciem ulicy, każdy znalazłby sobie bohatera - latarnie, krawężnik, samochód. Tak mi sie zdaje, ale to już chyba offtop :P
No tak, z tym że w tych filmach bohaterowie umierając, pojawiali się jako duchy, a ja (i kolega pewnie też) miałem na myśli film, w którym bohater umiera i tyle. Nie powraca jako postać nadnaturalna ani nic takiego.
No tak, z tym że w tych filmach bohaterowie umierając, pojawiali się jako duchy, a ja (i kolega pewnie też) miałem na myśli film, w którym bohater umiera i tyle. Nie powraca jako postać nadnaturalna ani nic takiego.
No tak, z tym że w tych filmach bohaterowie umierając, pojawiali się jako duchy, a ja (i kolega pewnie też) miałem na myśli film, w którym bohater umiera i tyle. Nie powraca jako postać nadnaturalna ani nic takiego.
No tak, z tym że w tych filmach bohaterowie umierając, pojawiali się jako duchy, a ja (i kolega pewnie też) miałem na myśli film, w którym bohater umiera i tyle. Nie powraca jako postać nadnaturalna ani nic takiego.
Był raz taki film z Kurtem Russelem, gdzie terroryści opanowali samolot, a on razem z komandosami muszą go odbić. Film był oczywiście beznadziejny, choć obsadę miał rewelacyjną (O. Platt, H. Berry i J Leguizamo). Dobra, ale chodzi o to, że oprócz Russela główną gwiazdą tego filmu był (ratunku) Steven Seagel. Kłopot w tym, że ten pan ginął na samym początku (i dzięki bogu choć i tak to filmu nie uratowało).
Pamiętam, oglądałem jak byłem mały, i w sumie zaciekawiło mnie tylko to, na całe dwie godziny. I gdy temat zbiegał na temat filmów "akcji", poruszałem właśnie to, dlaczego Steven zdechł na początku? A film sie zwał "Krytyczna Decyzja".
sie zgadza:) aczkolwiek obowiązek uratowania świata przed terrorystami spoczął na barkach Kurta Russela... też widziałem to arcydzieło, było to w dobie wypożyczalni kaset wideo i łykało się wszystko...
co do kwestii potrzeby bohatera w filmie - masz kolego rację, że narracja musiałaby skoncentrować się na czymś, nawet jeśli miałby to być kamień, regularnie obsikiwany przez tego samego psa... cholera, to już dwóch bohaterów, i kamień, i pies hyhyhyhy...
czyli chyba 90 minut listy płac tylko zostaje...
swoją drogą czasami człowieka zastanawia jakaś decyzja jednego z bohaterów w filmach i jej skutki - w wielu miejscach zamiast strzelać w klatkę wystarczyło strzelić w głowę itp... no ale to chyba na kiedy indziej rozważania :)
I tutaj masz znów dwa rozwiązania. Bo, albo reżyser celowo uznał, że taka decyzja (nie zawsze trafna, i ciągnąca różne konsekwencje) będzie lepsza od innej. Często jest też tak, że bohater wybiera cięższą i mniej oczywistą drogę, ale to jest oczywiście napęd filmu. Zamiast iść w prawo, idzie w lewo, zamiast po cichu, to z granatami ;)
heh, jak by nie patrzeć, tak jest. nie zmienia to faktu, że kiedy oglądam film i postać bohatera zaczyna mnie denerwować, bo podejmuje debilne decyzje, to zaczynam tracić ochotę na dalszą część filmu. co do LNS - tam czegoś takiego nie było na szczęście, bo filmik bardzo dobry, szczególnie na tle "arcydzieł" z holiłudu.
Pewnie że dobry, i tutaj, można uznać, że bohatek - Nick Fisher, umiera już na początku :D Ale on nie jest bohaterem, tylko jego nazwisko, które Hendy sobie pożyczył :)