(jakiś czas temu, w kinie) Uwielbiam styl tego chłopaka. Uwielbiam muzykę jaką dobiera do swoich filmów. Lubię świat jaki kreuje. Jestem zaskoczony, że Wyśnione Miłości są „świeższe”. Co do jego reżyserskiego debiutu to sam przeżywałem podobne "rozterki" w nastoletnim okresie dlatego też oddychałem przedstawionymi w nim sytuacjami. Tutaj wszystko jest na miejscu, od dbałości o kadry (widać jego styl) po "zamierzoną" pretensjonalność czasu dojrzewania, którą stosuje w relacji syn-matka. Zabiłem jest trochę jak twórczość kanadyjskich kapel, a jednocześnie ma w sobie coś z europejskiej kinematografii ostatnich dwudziestu lat ze wskazaniem na Skandynawię. Zresztą chodzi głównie o to, że bardzo mi się podobał. Jak dawno nic. To nie jest film wybitny, przy jednoczesnym byciu takim dla mnie.
To jest chyba najlepsze, gdy film odzwierciedla w jakimś sensie nasze przeżycia, doświadczenia. Mnie znacznie bardziej podobały się "Wyśnione miłości", być może, że są mi bliższe, jeśli chodzi o treść. Ale muzycznie rzeczywiście te dwa filmy uwodzą. A sam Dolan? Dodaję go do ulubionych i wystawiam 10 ;) Także za aktorstwo.
Może dlatego, że tam większego znaczenia "nabiera" kobieta. A tak z zupełnie innej beczki, tak sobie myślę, że Wyśnione są takim rozwinięciem (znacznie lepszym) bertolucciowych Marzycieli.