Tak jak w wypadku "Wyśnionych miłości" Dolan mnóstwo czerpie z nowej fali. I bardzo dobrze. Tym razem najbliżej mu do "400 batów": nienawiść do matki, autobiografizm, wypracowanie, talent, tym razem doceniony przez nauczycielkę itd. Widać także kinofilstwo reżysera: wysmakowane kadry, znaczące wnętrza (kiczowate, pełne motylków i motywów zwierzęcych u matki, ozdobione zdjęciami aktorów i słynnymi obrazami, niczym w "Do utraty tchu" u syna). Zdecydowanie na plus :)