Cóż. Tytuł jego debiutu intrygujący, przez to przyciągający widza.
Oglądając jego debiut i wiedząc, że jest to po części jego autobiografia, sam Dolan może wydać nam się narcystycznym, zgorzkniałym, zarozumiałym sukinkotem, któremu chrześcijańskie przykazanie "szanuj ojca swego i matkę swoją" jest obce. Można go ganić za to, jak publicznie pierze rodzinne brudy, czy nawet "sprzedaje się" by wybić się w filmowym świecie, wszcząć sensacje i zaistnieć kosztem ukochanej matki. I początkowo i ja dostąpiłem takiego wrażenia. Jednak tak szybko jak zaistniało ono w mojej głowie, równie szybko mnie opuściło. Gdyby brać na warsztat ciekawie napisaną biografię jakiegoś młodziana to byłyby duże szanse na przedstawienie wszystkiego w innym świetle dla dobra filmu. Koloryzować, dramatyzować, przeinaczać. W przypadku Dolana, opowiada on o samym sobie. Uważam, że opowiada prawdę. A dlaczego tak sądzę? Ponieważ reżyser to postać inteligentna, wykształcona, posiadająca wiele umiejętności. To reżyserzy są zdolni, utalentowani i wizjonerscy. Byle śmieć wyzywający matkę w domu nie będzie kręcił filmów. Do tego trzeba prezentować sobą jakieś wartości, zarówno artystyczne, jak i mentalne. A o pracowitości, ambicji i mobilizacji wspominać nawet tu nie trzeba. Sądzę zatem, że jeśli reżyser opowiada o swojej historii to wyrzuca z siebie to co leżało mu na wątrobie bez idącego daleko koloryzowania i podkręcania. No widzicie drodzy czytelnicy... Matka awanturująca się o to, że syn zbyt długo czasu spędza w wypożyczalni filmów, a jak wiemy, w kilka lat potem zostaje reżyserem. Zapewne ograniczenie, brak wyobraźni i ignorancja tkwiła w jego matce. Rozumiem to doskonale. Rozumiem film Dolana i rozumiem jego postawę. I rozumiem też "Zabiłem swoją matkę".
Filmy w stylu "Takiego pięknego syna urodziłam" dla starszych zawsze pozostaną "kłamstwem i publicznym oczernianiem rodziny", jednak dla młodych będą bardzo przykrą dokumentacją tego jak rodzina potrafi wyniszczać, nawet nie zdając sobie z tego sprawy, gdyż do swoich patologicznych zachowań są przyzwyczajeni. Gnojony Bergman wyrósł na Bergmana, gnojony Koszałka został operatorem kamery, wysyłany do internatu Dolan został reżyserem.
Spójrzmy na to z tej strony. I zamiast ganić, pochwalmy za odwagę wizualnego zaprezentowania tego czego zdolni doświadczali w toksycznym domu...
PS
Filmy Dolan ma ciekawe. Nawet i autorskie można by rzec. Bardzo podobają mi się w nich te oniryczne sceny z muzyką. Uwielbiam to w każdym filmie. Tylko nieustannie Dolan wtrąca nam te gejowskie wątki... Tak czy siak to bardzo utalentowany reżyser podejmujący mocne tematy.
Napiszę tylko trzy słowa póki co : kocham twój post.
Super. J'ai tué ma mère jeszczen nie widziałem i mimo, że nie trzeba mnie zachęcać (widziałem LAI <3), to twój post w tej chwili jakby zwiększył moją chęć jak najszybszego obejrzenia tego obrazu. Wreszcie jakaś odmiana od filmwebowych trolli... ;) Konstruktywny, napisany świetnym językiem i...inspirujący niczym filmy Dolana post. Pozdrawiam serdecznie!