Uwielbiam ksiazki Jane Austen a zwłaszcza "Dume i uprzedzenie" czytalam juz ją chyba siedem razy.Ale nie mowa tu o książkach.Powiem tak spodziewalam sie czegos lepszego.Nie podobala mi sie w ogole kreacja Anne Hathaway.Jakos za nim jeszcze obejrzalam film, pomyslalam sobie ze dziwnie rezyser zrobil osadzajac Amerykanke w roli Brytyjki, i to nie byle jakiej Brytyjki bo samej dumy narodowej!Nie przepadam za Anne Hathaway wiec juz fakt sprawil ze nabralam dystansu do tego dziela.Jej akcent taki nijaki...Udalo sie w przypadku Renee Zelweger (obsadzając ją jako Amerykanke w roli Brytyjki Bridget Jones) ale wedlug mnie kompeltnie nie wyszlo to producentom tym razem.Anne grala sztywno, jakos bez emocji, nie moglam sie dopatrzyc jakiegos uczucia o ktorym przeciez mial opowiadac caly film. Nawet nie wiem w ktorym momencie głowna para sie w sobie zakochala!!!!Nie widzialam jakies fantastycznej iskry, wszystko tak nagle sie potyczylo, rezyser chyba zapomnial nam ukazac kiedy w ogole narodzilo sie owe uczucie, bo naprawde jakos przegapilam ten moment.Tutaj sie spierają nagle są na jakims festynie i on sie boksuje a tu juz planuje z nia zycie.Eeee....Nie tego oczekiwalam z zycia pisarki, ktora stworzyla tyle wspanialaych milosnych uniesien i tak trafnie opisala MILOSC!!!No i jeszcze gra pana James'a McAvoy'a!!No bardzo mnie sie podobal ten chlop w roli pana Tom'a Lefroy'a,ale...No wlasnie Ale.Podobnie jak u pani Hathaway nie moglam sie dopatrzyc jakiegokolwiek uczucia, przeciwnie...juz Hathaway byla wpatrzona w niego jak w obrazek a on czasmi wydawal sie obojetny,ale niech juz bedzie.Podsumowujac!Nie za bardzo mnie sie podobalo daje 6/10.Juz bardziej przypadly mi do gustu ekranizacje książek Jane Austen zwlaszcza ROZWAZNA I ROMANTYCZNA z wspaniala kreacją Kate Winslet i DUMA I UPRZEDZENIE ale ten mini serial z 1995 roku z Colin'em Firth'em a nie film z 2005 roku.POZDRAWIAM!
Nie czytałam żadnej książki Jane Austen, ale zamierzam jutro kupić "Dumę i uprzedzenie" ;]
Obejrzałam "Zakochaną Jane", bo miałam ochotę na jakiś lekki film. Podobał mi się. Nie potrafię go porównać do innych filmów tego rodzaju lub filmów na podstawie książek J. Austen, bo po prostu ich nie oglądałam. Postanowiłam, że obejrzę "Dumę i uprzedzenie" dopiero po przeczytaniu książki.
Ja też w sumie nie wiem, w którym momencie coś bardziej między nimi zaiskrzyło. Może na tym targu, gdzie Tom się boksował? Wtedy tak ładnie się do niej uśmiechnął, kiedy leżał na tej ziemi ;P
"juz Hathaway byla wpatrzona w niego jak w obrazek". Hm. Również byłam w niego wpatrzona jak w obrazek xP McAvoy w roli Toma był po prostu śliczny i uroczy. Miał w sobie coś z takiego nie do końca poważnego młodzieńca i równocześnie był taki dumny (zadufany?). I ten uśmiech podczas drugiego balu, kiedy po raz pierwszy widzi się z Jane... *_* W ogóle miał cudowny uśmiech.
Chciałabym zwrócić uwagę, że w miniserialu z 1995 r. rolę Lizzy Bennet zagrała Amerykanka, Jeniffer Ehle. Wyszło jej to wspaniale, więc chyba nie zależy to tyle od narodowości, co od umiejętności.
Anne Hathaway być może wybitnie nie zagrała, choć mi całkiem przyjemnie się ją tu oglądało, ale zupełnie nie wyobrażam sobie w roli Jane Austen na przykład Brytyjki Keiry Knightley.
Poza tym nieco nie rozumiem porównań filmu "biograficznego" o Jane Austen do ekranizacji jej powieści.
Może to kwestia promocji filmu, w której nawiązywano do "Dumy i uprzedzenia" - nic zresztą dziwnego, w końcu całkiem niedawno kolejna ekranizacja odniosła sukces. Lecz porównanie jest zupełnie chybione. Owszem, Jane przypomina Lizzy, lecz Tom Darcy'ego wcale. To już raczej hulaka w typie Wickhama, z kilkoma zaledwie lekkimi rysami charakteru Darcy'ego.
Jennifer Ehle nie jest Amerykanką. Urodziła się w Ameryce, ale jej rodzice są Anglikami i całe życie mieszkała w Anglii i głównie tam grała w filmach i w teatrze. Tak dla sprostowania.
Sorry, mój błąd, ojciec Jennifer był Amerykaninem, co jednak nie czyni z niej "amerykańskiej aktorki", tym bardziej że nie gra w hollywoodzkich produkcjach.
Również sądzę, ze Anne Hathaway to nieszczególnie dobry wybór do głównej roli w "Becoming Jane", jednak czepianie się akcentu, to już lekka przesada. Z tymi uczuciami też nie do końca się zgodzę..odniosłam wrażenie, ze łatwiej jej odgrywać negatywne emocje takie jak złość, żal, rozczarowanie niż miłość. W filmie o miłości powstaje dziwna luka, gdyż widz nie dostrzega silnych emocji u głównych bohaterów. Mimo, iż kreacja Jamesa McAvoya bardzo mi się podobała, w tylko jednej jedynej scenie tańca na balu, między Jane a Lefroy'em coś zaczęło się naprawdę dziać..i to tak intensywnie, aż gorąco sie robiło;)) Szkoda, tylko ze było to po raz pierwszy i ostatni w całym filmie.
Napewno nie jest to wybitny film, jednakże twierdzę, ze niezgorszy niż "Duma i uprzedzenie" z 2006r., może nawet bardziej intrygujący, bo mniej przewidywalny:P Pozostawia dobre wrażenia i dlatego oceniam go pozytywnie:)
Pozdrowienia dla wielbicieli Jane Austin, jednej z najlepszych pisarek w historii literatury:))
Hmmm.. nie wiem o co Wam, kobity, chodzi z tym czepianiem się ;p Ja na filmie poryczałam się trzy razy (chyba, bo nie liczyłam:)), do mnie trafił i bardzo sie podobał. Ehhh, takiego Toma mieć ;D
Cóż, każdy ma inną wrażliwość, jednych wzruszają hollywoodzkie melodramaty, inni wolą coś głębszego. Mnie np ostatnio poruszył film "Sylvia", o życiu Sylvii Platt, a jeżeli ktoś widział to wie, że tam życie artystki zostało ukazane zupełnie inaczej, i nie chodzi tylko o to, jak to jej życie wyglądało.