Obejrzałam po prawie 20 latach od premiery (!) i widzę głównie postaci, które powinny iść na terapię. Nie ładną historię, nie metaforę, z która mogę się utożsamić.
Clementine ewidentine ma jakieś zaburzenia (ADHD? coś jeszcze?). Oboje mają niezdrowy styl przywiązania i ich związek stał się niezdrowy. Nie wróżyłabym im szczęścia jeśli po prostu spróbują jeszcze raz. To wymagałoby porządnej pracy z obu stron.
Niestety, im starsze kino, tym więcej romantyzowania toksycznych relacji.
Dokładnie, kiedyś ten film uważałam za arcydzieło i za jedyny film o prawdziwej miłości. Teraz widzę nieprzepracowane schematy i to jest powód dlaczego znowu na siebie trafili, bo zamiast się zmienić, to uciekli, a od siebie nie da się uciec.
Z jednej strony rozumiem i szanuje Twoja opinie, ale z drugiej sadze, ze nie bez powodu ludzie uwazaja, ze w dzisiejszych czasach romantyzm umiera. I nie nazywam toksycznosci romantyzmem, tylko sam fakt, ze bohaterowie darzyli sie wyjatkowym uczuciem i zbudowali silna wiez. Jesli pojdziemy z wiedza psychologiczna zbyt daleko (co na dzien dzisiejszy jest nadto popularne), to sadze, ze w kazdym dostrzezemy pewien stopien szkodliwosci dla nas samych. Wiekszosc z nas nie ma nawet zdrowiej relacji z samym soba, co dopiero z innymi i czasami to piekno niewiedzy sprawia, ze tak latwo nie rezygnujemy i nie boimy sie probowac. Jesli wszystko bedziemy nadmiernie analizowac, to w ogole dojdziemy do wniosku, ze nie warto wychodzic z domu, bo caly swiat jest niedorzeczny i na pewno szkodliwy. Zreszta nie trzeba wychodzic z domu, od psucia nas mamy juz internet. Mysle, ze oboje w pewien sposob rozwineli sie przez ten zwiazek, kazde z nich cos z niego wynioslo i pomimo wad, ktore byly wyliczane na nagraniach w koncowej sekcji filmu, akceptuja siebie takimi, jacy sa, wiedza ze to cos wiecej niz przelotna relacja i warto dac sobie ta szanse, a czy ostatecznie wypaliloby to - ktoz to wie - milosc to nie matematyka, nie da sie obliczyc prawdopodobienstwa powodzenia zwiazku. Nic nie jest czarno-biale, jak i w filmie, tak i w zyciu. Mam nadzieje, ze nie dokonalem nadinterpretacji Twojej interpretacji i przepraszam za brak polskich znakow. Pozdrawiam :)
PS. I jak najbardziej podzielam Twoja opinie, kiedy jestesmy swiadomi szkodliwosci danej relacji i gotowi by odpuscic ta druga osobe, sytuacje itp., aby ja zakonczyc i isc dalej. Ale gdy sa checi, mysle ze rozsadne jest nie branie udzialu w poszukiwaniu czerwonych flag na kazdym kroku, gdyz czesto sie mylimy. Mozg to najbardziej niedoskonaly narzad w niemal doskonalej gospodarce, jaka jest ludzkie cialo, a w milosci malo kto kieruje sie rozsadkiem i myslami, a raczej porywami uczuc (ktore tez sa filtrowane przez mozg, wiec tez moga robic nas w bola... ach, co za paradoks :D)
Miałam identyczne odczucia. Film mi się podobał, ale w oczy rzucały się zachowania mocno utrudniające budowanie bezpiecznego, stabilnego związku.