Film stworzony dla przeciętnego użytkownika tiktoka. Humor na siłę, niektóre żarty dosłownie zerżnięte z tiktotka. Oglądałam go po angielsku, bo polski dubbing wydał mi się żenujący ze względu na to, że brzmiał jak bajki z Disney Channel w 2007. Jako że mamy 2025 oczywiście nie da się nagrać filmu bez poprawności politycznej na siłę. W jednej scenie Anna mówi do córki coś w stylu ''I zapleciecie sobie warkoczyki. W sensie fryzury. Bez przywłaszczeń kulturowych''. Zresztą wystarczy spojrzeć na obsadę; nowy ukochany Anny jest Azjatą z Wielkiej Brytanii, jego córka latynoską/azjatką (?) z brytyjskim akcentem mieszkającą w USA. I teraz uwaga, nie ma absolutnie nic złego w tym, że w filmach jest różnorodność rasowa, ale w przypadku tego filmu mam wrażenie, że to wszystko jest takie.. na siłę. Sama idea filmu świetna, fabuła ciekawa, ale po co ten tiktokowy humor?Nie można zrobić komedii bez tego Instagramowego zachowania? :(