pomysł przenoszenia osobowości ciągle - względem rzeczywistości - prekursorski, ale wykonanie zapatrzone w byłości. retrotystyczne. żadnych ciał syntetycznych, cyborgów, androidów, hybryd. jest tak, jakby wiek dwudziesty pierwszy w ogóle się nie wydarzył. ale to już było, dobra, koniec, lecimy. pałę goryczy przeginają te braki. z dwojga złego i gorszego lepiej jest zobaczyć co mają do powiedzenia na ten sam temat disnejowscy macherzy w serialu Obcy: Ziemia. bo te podkasty, smartfony, nowinki, to tak dla zmyły. mydlimy oczy, wcieramy, się pieni. nie mówiąc już o tym, że multiplikacja - tutaj czterokrotna, ale z przerzutami - to wykorzystywanie wyobraźni na poziomie dziecka w wieku wczesnoszkolnym. mnóstwo komplikacji przy tym. tess jest lily, lily jest anna, anna jest harper, harper jest tess, ale.. anna tymczasowo przeskakuje do tess, tam gdzie wcześniej siedziała lily, mocą lokalnego przetasowania aktywowanego resztką żywotności zegarka. wymiany są krzyżowe, system działa w pętli cyrkularnej - na przykład ciało tess jest tess, ale też zamieszkane przez lily, umysł tess siedzi w ciele harper, und so weiter, und so weiter. chyba, że coś pokićkałem. w sumie to nieważne. starczy powiedzieć tyle: babcia staje się wnuczką, wnuczka babcią, matka córką, córka matką, a to wszystko przez zegarek kieszonkowy dziadka. dziadek trafia w zaświat, pęknięty zegarek naprawia się sam. na koniec leci piosenka, której i tak nikt nie pamięta. take me away, away, away. dedykowane naszym matkom oraz ich matkom i jednemu tatku.
wyżej kabaretu nie skaczemy ni razu.