Jeśli jesteście zawiedzeni poprzednią częścią i oczekiwaliście czegoś lepszego to niestety was zawiodę, ale ta część jest jeszcze gorsza! Niby fabuła w tym filmie jest - próba naprawienia związku Margaret i jej kuzynka, która chce zagarnąć fortunę. Ale wszystko ciągnie się jak flaki z olejem a film jest kompletnie pozbawiony jakiejkolwiek dynamiki, jest przewidywalny do bólu i właściwie od razu wiadomo jak to się skończy. Wszystko jest sztuczne i cukierkowe do bólu, że ciężko w ogóle na to patrzeć. I o ile w tamtej części czuć było jakoś ten świąteczny klimat - to tutaj prawie w ogóle go nie ma. I oczywiście postacie. Gra aktorska nie powala i właściwie najlepiej poradziła sobie Vanessa, reszta bez polotu. Jednak nie da się chyba wykreować nic bardziej stereotypowego niż to co stworzył scenarzysta. Księżniczka (wybaczcie, ale już zapomniałam jak ma na imię) ma być tą wyluzowaną, dziewczyną z miasta, której życie nagle się zmieniło, ponieważ wyszła za księcia. A kiedy już jesteśmy przy nim, to bardziej sztucznej i bez charakteru postaci się nie dało wykreować. Rozumiem, że taki był zamysł, żeby w końcu stereotypy zostały zachowane, ale to już naprawdę jest przesada. Jest strasznym, sztywnym nudziarzem. To teraz Margaret, która jest tą ułożoną, która nie żyje chyba w ogóle we współczesnym świecie. Oczywiście jest ona z jej kompletnym przeciwieństwen - wyluzowanym, nie znającym się na etykiecie samotnym ojcem. No i oczywiście jego córka, która oczywiście jak każde dziecko w filmie świątecznym - jest swatką jej ojca i jego wybranki. Teraz pora na Fione, która jest marną podróbką gościa z "Piątego Elementu" (Przecież nawet zrobiła ten sam gest machnięcia ręką i powiedzenia "Bzz"!!) Która jest tą "na czasie", wydającą fortunę ojca. No i jak zwykle - jej dwaj tępi, niezdarni pomagierzy, którzy mózg mają wielkości pestki od jabłka. Film jest nudny, ciągnie się niemiłosiernie, jest pozbawiony jakiegokolwiek napięcia, sztuczny i cukierkowy do bólu. Nie polecam!