To nie horror, lecz głupawy dramat z kilkoma jump-scare'ami. Napisany i zagrany fatalnie, muzyki się nie zapamiętuje, no i ten zupełnie niepotrzebny motyw motyli, z którym łączą się kiepskie efekty specjalne. Jedyna zaleta to Thomas Jane ucharakteryzowany nie do poznania. Trudno uwierzyć, że po wyreżyserowaniu porządnych straszaków, jakimi są "Absentia" i "Oculus", Mike Flanagan stworzył coś takiego.