Mam poczucie, że w czasie kręcenia reżyser nagle sobie przypomniał, że w zamyśle to miał być horror, więc wrzucił kilka dość słabych i tanich jump scene, żeby przypomnieć widzowi, że "hej, pamiętajcie! To horror". Dla mnie film zdecydowanie lepiej broniłby się jako dramat i mógł z tego wyjść naprawdę dobry film z elementami sf traktujący o tęsknocie i stracie. Niestety, reżyser umyślił sobie, że to ma być horror, więc na siłę starał się zrobić cokolwiek, by na takowy wyglądał. Muzyka Elfmana podkręcała tylko baśniowy charakter całości i jeszcze bardziej oddala nasze myśli od kategorii horroru. Zgodzę się, że pomysł jak najbardziej dobry na straszenie, natomiast samo wykonanie krzyczy "jestem dramatem, dajcie mi być dramatem". Jako dramat mógłby być na 7/8, jako horror... góra 4. Jako mieszanka jest co najwyżej niezły.