Film może podobałby mi się bez uwag, gdybym nie przeczytała książki, ale przeczytałam. Moim zdaniem film nie oddaje klimatu przedstawionej w książce historii. Nie ma pokazanej historii zawiązywania się tej znajomości, przyjaźni a potem miłości. Tu wszystko się stało w jednej chwili, na weselu... Brak mi tu tej namiętności poprzedzonej szorstką, zimną drogą poznawania się wzajemnego. Brak w ogóle burzy złych uczuć po powrocie z Mauritiusa, gdy Will powiedział, ze jednak pojedzie do Dignitas. Przecież Louisa przeżywała wtedy koszmar, miotały nią przeróżne emocje. Film jest odarty z tych emocji. Camilla w książce jet taka zimna, a w filmie nazbyt ocieplona. Poza tym Lou zdecydowała, że nie będzie przy śmierci Willa. Camilla po nią zadzwoniła ze Szwajcarii. A w filmie Lou jedzie oglądac śmierć ukochanego z uśmiechem...
Pojawiają się tutaj zarzuty pod adresem mimiki Emilii Clarke. Mnie ona nie przeszkadzał, bo taka właśnie była Louisa Clark!