Zakładam, że w mniemaniu wileu ten film uchodzi za kolejną tkliwą i nic nie wnoszącą do życia komedyjkę romantyczną. Być może rzeczywiście koncept reżyserski nie jest jakiś nowatorski, a wręcz wprost wskazuje na to, że ten obraz nie różni się zasadniczo niczym od tych wszystkich opowieści miłosnych, które go poprzedziły. Być może momentami trąci znanymi już na pamięć rozwiązaniami fabularnymi i, używając języka teorii literatury, intertekstualizmem. A mimo to konfrontujemy się tutaj z ogromną "wartością dodaną", która stawia ten film ponad inne i powoduje, że warto go zobaczyć. Oprócz zwykłych potyczek związanych z uniesieniami miłosnymi bowiem, obserwujemy w tym przypadku także niesamowitą walkę - aż do łez, aż do rozpaczy, aż do stanu najwyższej wyrozumiałości, bez której przyszłoby bohaterom jedynie się nienawidzić. Poza tym w "Zanim się pojawiłeś" widz zderza się z problemem natury moralnej. To jest film, po obejrzeniu którego człowiek zadaje sobie pytania egzystencjalne i to nie tylko te odnoszące się do miłości. Polecam również książkę, ponieważ ta produkcja powstała na podstawie powieści Jojo Moyes - brytyjskiej pisarki i dziennikarki.