przejechał się. Amantowaty Affleck, machowaty Eckhart, nie wiadomo co tu robiący Giamatti i Thurman... Najpierw melodramatycznie, potem akcyjnie, ale ciągle nieprzekonywująco. Może Jan W. inspirował się Dickiem, a może dickiem. Wyszło jak wyszło - byle jako. Gratulacje dla tych, których film wciągnął. Ja też tak mam po trawce.
Naczytałem się tych negatywów, że aż strach było włączyć odtwarzanie płyty ale cóż tam, negatywnie podminowany nacisnąłem przycisk i pojechałem i oglądałem, i oglądałem, i z coraz większym zainteresowaniem oglądałem, i Dextera zobaczyłem, mojego ulubionego, i Afflecka, który z, jakiegoś tam, inżynierka przemienił się w niezłą maszynę umiejącą sprawnie posługiwać się swoimi kończynami, i niezła demolka, i urokliwe zakończenie, i momenty, które o pomstę do nieba wołały i nic to, że Thurman Kill Billem nie była bo i być nie miała - bardzo przyjemnie oglądało mi się ten film i nie był to, dla mnie, czas stracony - dobre kino - 7/10!!!