Czuję lekki niesmak po obejrzeniu.
Przez 3/4 filmu mamy thriller/horror z zagadką, strachem, dziwnymi liczbami, i słyszącymi głosy dziećmi. Natomiast koniec filmu to już klasyczne opowiadanie Ericha von Dänikena, ze znajomym miksem sci-fi, religii, wielkich katastrof i początkiem nowej historii człowieka.
Jeśli chodzi o Nikosia:
Gdyby przyjąć że wątek karteczki z numerami, miał ukazać rozterki głównego bohatera, który wie że coś się stanie, ale nie ma na to żadnego wpływu. To troszkę Nikosiowi nie wyszło. Jak to on tylko potrafi, z jego miną męża któremu żona uświadamia że dziecko nie jest jego, miota się bezsensownie po ekranie. Zamiast czuć żal czułem niesmak (podobne uczucie zażenowania jak gdy na dworcu śmierdzący przepity żul prosi o złotówkę)