Zwykło się rozwodzić nad radością, jaką daje, lub raczej może dawać, okoliczność obcowania z dorastaniem dziecka, aczkolwiek dla mnie akurat radość to ulotna, kończąca się niekiedy wraz z nastaniem kaprysów, kształtującej się inności i niezależności tego pierwotnie całkowicie nam podporządkowanego i całkowicie od nas uzależnionego tworu.
O ile trwalsza i bogatsza w doznania może okazać się pasja, jeśli tylko pozwolimy jej przeszyć bylejakość naszego życia. Ile kryć się w niej może poruszeń, porównywalnych choćby i z tymi okrzyczanymi, jakie ponoć nam daje obcowanie z niemowlęciem (nie wiem, temat mam nieprzerobiony). Akurat po obejrzeniu Shall We Dance?, który i zauroczył mnie i wyzwolił we mnie radość powiedziałabym nieposkromioną, natknęłam się na cytat z ukochanego przeze mnie Nabokova ( który dostarcza mi wrażeń przepełnionych rozkosznym drżeniem), traktujący o pasji właśnie:
„Załóżmy teraz – z powagą oznajmił Łużyn – że czarne zrobią najlepszy w tej sytuacji ruch – e6, g5. Odpowiadam na to następującym cichym ruchem...”. Łużyn przymrużył oczy i niemal szeptem, wydymając usta niczym do ostrożnego pocałunku, wypowiedział nie słowa, nie po prostu określenie ruchu, ale coś niesłychanie czułego, nieskończenie kruchego. Jego twarz przybrała ten sam wyraz – wyraz człowieka zdmuchującego piórko z twarzyczki niemowlęcia – który miał, gdy następnego dnia wykonał ten ruch na szachownicy.
Wszystkim miłośnikom Zatańcz ze mną, filmu o pasji, o zaangażowaniu i wynikającej z niego radości, życzę tego właśnie rodzaju fascynacji, wypełniających nas aż po brzegi.