Cóż, "Zawód: reporter" może i jest momentami nudny - to nie ulega wątpliwości - ale przez to ze jest tak wolny można się bardziej skupić na tym co mówią bohaterowie (a momentami mówią niewiele). Film wymaga od widza skupienia i jako takiej inteligencji. Nie chcąc nikogo tu obrażać powiem, że nie jest to film dla idiotów tylko dla ludzi inteligentnych, bo chyba tylko oni zrozumieją wszystkie metafory Antionioniego...
Tak nie mówiąc już o fabule to warto zwrócić uwagę na zdjęcia - długie, monumentalne ujęcia robią wrażenie. Mnie szczególnie podobały się dwie - kiedy z tą nieznajomą kobietą jedzie samochodem, ona siada tyłem do kierunku jazdy a kamera umiejscowiona jest na bagażnik. No a ta druga to oczywiście scena finałowa - 7 minut bez cięcia! Nie dość, że to chyba najdłuższa tego typu scena w historii kina to jeszcze bodaj najgenialniejsza. Pełna napięcia i dramatyzmu... po prosu cudo!!!!
Ja uważam, że w tym filmie akurat nie ma nudnych momentów w przeciwieństwie do innych filmów Antonioniego, gdzie bohaterowie dużo gadają, ale trudno skupić się na fabule. Po za tym wątpię, aby Antonioni robił swoje filmy tylko dla ludzi inteligentnych, myślę, że nie był aż takim ignorantem. A i muszę to dodać, fabuła Zawód: reporter nie jest skomplikowana, wręcz jest bardzo prosta.
Dłuższe sceny zafundowała Sofia Coppola w Somewhere :). Ja film oglądałem od połowy bo akurat leciał na kanale , na którym nie ma reklam. I chociaż nie wiedziałem o co chodzi, wiedziałem że kręcił go mistrz kina. Oglądałem dla klimatu, dźwięku cykad, słońca, bieli tynków. Do wyboru był film z Van Dammem na innym kanale. A jak czytam komentarze, to widzę, że wielu oglądających film od początku, też nie bardzo załapało fabułę, więc niewiele straciłem. Ostatnia scena -fiat pięćsetka, citroen, plac dymiącej ziemi, dziadek siedzący pod murem. Czy kiedyś nie było fajniej?
Takie wtrącenie, abstrahując od treści i wartości filmu - dłuższą scene zafundował Tarkowski w Nostalgii - mowa tu o scenie finałowej.
Ponad to sceny w Barwie Granatu Paradżanowa mogą też być dłuższe.
Co faktu nie zmienia, ze finałowa scena "Zawodu..." jest bardzo dobra, choć to zakręcenie na koniec i "nierozpoznanie" bohatera przez żonę jest jak na moje zbędnym utrudnianiem odbioru filmu, do teraz nie wiem jak zrozumieć końcówkę tej sceny i wcale mi sie ta niewiedza nie podoba. Nie czuje mnogości interpetacji tylko niepotrzebne problemy ze zrozumieniem, nadmierne zakręcenie w fabule.
Głownie z tego powodu znacznie bardziej podobały mi się włoskie filmy Antonioniego czy Powiększenie.
Moim zdaniem interpretacja sceny finałowej jest bardzo prosta. Znała pani tego człowieka ? Nie - co jest prawdą. Nie widziała czego chce, do czego dąży, co jest jego marzeniem, nie wiedziała jaki jest naprawdę, bo po tym co zrobił fingując własną śmierć nie mogła inaczej stwierdzić. Jak mogę znać człowieka żyjąc nie z nim a obok. A Dziewczyna znała go dobrze. Dogadywali się nawzajem i byli kimś więcej niż kochankami.