Film nie jest górnolotny tak w formie jak i treści. Gra aktorska dostosowana do poziomu charakterologi postaci - płytka. Szczególnie zawodzi de niro. Wykręca się starymi sztuczkami aktorskimi, grymasami i pozami, które od tak dawna są rejestrowane przez oko kamery i przerabiane przez widzów, że stają się po prostu nudne. Zastanawiam się nawet czasem czy De Niro - gigant kina wspólczesnego- potrafi się ich pozbyć. Każda jego nowa rola utwierdza mnie w przekonaniu, że talent się zużył, a pozy przyrosły na stałe. Nieodwracalnie.
Z kolei Al Pacino pozytywnie mnie zaskoczył. Co prawda nie zaliczę tej roli do ról pierwszorzędnych, ale przynajmniej zaskakuje. Wcześniej nie widziałem Ala przedrzeźniającego, zachowującego się jak dzieciak, naturalnie się śmiejącego. Widać, że zagrał na luzie, nawet trochę od niechcenia. A może nawet obojętnie. To dobrze. Filmu to nie uratowało ale przynajmniej pokazało nieco inną twarz aktora.
Pomysł przedsięwzięcia całkiem niezły - powinien zasługiwać przynajmniej na przychylność. Można by z tego pomysłu wykrzesać dramaturgię, pogłębić wątek psychologiczny. Tak się nie stało. Zamiast napięcia - dętka.
Na koniec powiem, bo nie chce mi się rozpisywać i analizować, że Righteous Kill jest lepszy niż Body of lies z Di Caprio. Więc na tle BOL Righteous kill nie wypada najgorzej. To raczej marne pocieszenie...