W pamiętnym openingu „Krzyku” Wes Craven męczył psychicznie Drew Barrymore, po czym zadał jej śmiertelny cios. W swym nowym filmie idzie dalej – już na samym początku serwuje zastrzyk z adrenaliną i kilka trupów. I gdy myślisz, że film zaczyna się na dobre, nawet nie przypuszczasz, że wszystko, co godne uwagi, masz już za sobą. Po kilku minutach…
Dalej to już nieudane kino z głupawymi nastolatkami na pierwszym planie, w dodatku wyjątkowo kiepsko nakręcone. Craven, który kiedyś pozwalał dziewczynie, leżącej na łóżku by krojona bryzgała krwią, który bez skrupułów wbijał noże w ciepłe gardła nastolatków, nie potrafi teraz nakręcić nawet ciekawej sceny zabójstwa.
Oj Wes, czas chyba kończyć przygodę z kinem.
Moja ocena - 1/10