Cronenberg zdecydowanie popełnił lepsze dzieła w swojej karierze ale ten film ujmą na honorze na pewno nie będzie. Moim zdaniem tym razem to film o sztuce. Czytam jak ludzie piszą o mutacjach i próbują rozgryźć ich ukryte znaczenie a przecież sam reżyser nawet nie próbuje zgłębić czy rozwinąć tematu. To tylko punkt wyjścia. To bardziej opowieść o sztuce, tym razem w formie performance, O jej granicach, limitach, o przekraczaniu tych granic. Moralności, etyce (twórców i odbiorców). Opakowane w stare pudełko z napisem "body horror" w ogóle nie próbuje nim być. Mamy za to "body art".
Niestety jest też trochę rzeczy, które obniżają wartość tego filmu. Zacznę od tego, że dla mnie nie istnieje coś takiego jak film "cronenbergowski". Fani z uporem maniaka wymagają powtarzania od niego tych samych schematów (zwykle po to, żeby potem narzekać, że już to widzieli). Dla mnie jego produkcje, nazwijmy je sobie post-Existenz to było bardzo często dobre kino. Co z tego, że to nie był body-horror? Ile można. Ponoć Cronenberg od dawna chciał rozwinąć krótki metraż Zbrodni Przyszłości w pełnometrażowy film. Jednak z jakiegoś powodu tego nie robił. Podejrzewam, że zwyczajnie miał ciekawsze rzeczy do pracy. I tu dochodzimy do mojego problemu z tym filmem. On jest tak niemiłosiernie fan-made. Reżyser tak bardzo pragnął zaspokoić oczekiwania tych, którzy "wiedzą jakie kino powinien robić Cronenberg", że w rezultacie sporo tu powtórzeń, zapożyczeń, brakło świeżości. W pytaniach o granice sztuki też brakuje odpowiedzi - ale ok, może być tak że to widz ma sobie sam na nie odpowiedzieć. Jednak skoro tak to o jakie pytania chodziło dokładnie? I tu mój największy ból związany z tym filmem - poza sentymentalną wycieczką do "starego, dobrego Cronenberga" niewiele tu treści. Ot, wycinek z życia artystów i ich fanów. Dziwacznych - owszem ale jednak.
Do tego sporo styropianu i bezlitośnie analogowe sceny które w świecie HDR czy innych tam Dolby Vision odsłaniają czasem zbyt wiele "umowności" a tracą swoją "organiczność"
Dla fanów reżysera - pozycja obowiązkowa. Ja jednak wolałem kiedy starzał się robiąc bardziej tradycyjne kino. Czasem miłość fanów popchnie nas w rejony, w które niekoniecznie byśmy chcieli odwiedzić. O czym zresztą mowa w tym filmie.