cronenbergowska the best of składanka, podtytuł appassionata obsesjonata na trzy skalpele, dwa ciała i jeden korytarz szpitalny, skacze jak zajączek z reklamy enerdżajzer po najbardziej ogranych motywach ze stworzonego przez siebie nurtu kina chirurgicznego niepokoju wycinając tematy znane skądinąd w dużo lepszych aranżacjach, ale nie ma co narzekać, palce lizać, konsumować..
tym niemniej widzę w tym pewną sprzeczność, coś mi zgrzyta, nie ta cysta zoperowana, no bo tak: zakładając pararelę, że ów szalony viggo to alter ego samego reżysera, to to ego daje z siebie zebranej wokół niego publiczności prawdziwe męstwo, prawdziwe mięsko, prawdziwą materię, organy, krew, żyły i tak dalej, i tak dalej.. rzekłbym daje prawdziwego siebie podczas gdy cronenberg-reżyser daje nam od lat wyłącznie swoje idee.. pierwsze jest więc z brzucha, z właściwego ciała, by tak rzec, odtrzewne, podczas gdy to drugie pochodzi tylko z głowy, a to wielce niesprawiedliwe.
w tym kontekście dużo ciekawsze od tego bardzo ciekawego skądinąd filmu, w którym już nic nowego nie ma, w którym są już tylko powtórzenia biegłego w sztuce nieuświadomionego autocytatu wiekowego reżysera, będą autentyczne kamienie nerkowe, jakie cronenberg przez lata był w zaciszu szpitalnego ogniska domowego rodził, a więc wydobywał z siebie, z prawdziwego siebie, a więc z ciała, po czym obfotografowywał je i umieszczał na jakichś forach.
https://media1.ledevoir.com/images_galerie/nwd_1204440_954435/image.jpg
one właśnie, te kamienie, zdają się mówić - to my jesteśmy prawdziwymi dziełami sztuki, ostatnim ogniwem łączącym starego cronenberga-artystę z nowym cronenbergiem-artefaktem przeznaczonym do podróży w kosmos. to my - mówią ciągle wesołe kamienie, a jakże - jesteśmy nowym ciałem starego cronenberga; to stare ciało umrze, ale my pozostaniemy z wami na zawsze.. a reszta? reszta jest tylko filmem, reszta to tylko obrazy, dodatki, idee, standardowe obsesje obsesjonata na trzy skalpele, dwa ciała i jeden korytarz szpitalny w obrębie delikatnego mechanizmu: ciało jako maszyneria mięsa, zmysły jako przedłużenie ciała, maszyny jako przedłużenie zmysłów, i tak dalej, i tak dalej.. standardowe odsyłacze i apendicksy w służbie wesołego transhumanizmu.
samosamplujący cronenberg sam jeden po prostu wyeksploatował swój temat, już mnie nie zaskakuje jako zaskakiwał i to będzie mój jedyny wobec niego zarzut.
Ale jak to nie zaskakuje? Przebodźcowanie czy może wręcz przeciwnie? Jedz grzecznie oświeceniową dialektykę Adorno i Horkheimera na bujanym krzesełku tak jak tata karze. Jeśli ktoś zna filmografię C. i nie spodziewał się jaki obrót przybiorą sprawy gdy zacznie się z nami żegnać na artystyczną starość (heh zabawnie wyszło bo to w końcu post ewangelia) to jest głupcem który nie jest ślepcem.
przyjacielu, wybacz zwłokę - filmweb nie przysyła powiadomień. napisałem już dlaczego nie zaskakuje - ponieważ się powtarza. a pomiędzy przyjemnością płynącą z rozpoznawania fragmentów starych melodii a przyjemnością płynącą ze słuchania nowej jest jednak spora różnica. można oczywiście być mamoniem, ja jednak nigdy wyznawcą jego teorii nie byłem. w gruncie rzeczy zawsze kojarzyłem go z gamoniem..
myślę też, że chodzi o zachwianie proporcji w stosunku obrazu do słowa. tych pierwszych jest za mało, drugich jest za dużo. ale z przyjemnością wracam myślami do prologu. prolog zapowiada zgoła coś innego w kwestii wspomnianych wyżej dysproporcji i choćby dla tych kilku pierwszych minut będących między innymi ostatecznym głosem z kanady w sprawie rozwiązania palącej kwestii zużytkowania i przetwórstwa polimerów syntetycznych na użytek własny - film wart jest uwagi. chłopiec wprawdzie umiera na śmierć zalajkonikowany mięciutkimi poduszeczkami jak na prawdziwych piewców hiszpańskiej inkwizycji przystało, ale nie dajmy się zwodzić pozorami - takich chłopców jest więcej, to bardziej niż pewne! ta jednostkowa śmierć wenecka w istocie tylko potwierdza nieuchronność losu i konieczność dziejową: space is the place and it's time to go! ta jednostkowa śmierć jest niczym, bo nic nie jest w stanie zatrzymać biologii, procesu mutacji i ewolucji gatunku jako takiego. za to mówi coś bardzo istotnego na temat ograniczonych horyzontów myślowych oraz obecnego stosunku zwanej agresywnej białej małpy do rozwoju, do zmiany, do inności, do mutantów i agentów ewolucji, wynalazców koła, wynalazców motyki, kosmicznych instruktorów rozbiegów i skoków kwantowych, boskich sprinterów chaosu. ci oni będąc sobą przyczyniają się bowiem do rozwoju gatunku. są naroślą przeznaczoną do zmiany istniejącego porządku wszechrzeczy, są kleksem na zabrudzonych literami kartkach poezji i prozy, panem kleksem przeznaczonym do podróży w najdalsze rubieże zubenel genubi. najgorsze to być unieruchomionym, najgorsze - za poetą - to zastygnąć w bezruchu. osobiście twierdzę, iż ów zagadkowy prolog (reminiscencja? proroczy sen? jakie to ma znaczenie, jeżeli w postludzkości czas nie istnieje?) jest/był/będzie najpotężniejszym wejściem cronenberga w film od czasu grupowej psychoterapii w prologu The Brood z 1979 roku.
widzę ów prolog jako filmowy odpowiednik literackiego wejścia w science-fiction pióra harlana ellisona: tego dnia gdy już było światło matka nazwała mnie ohydą. ty ohydo powiedziała.
w tym miejscu nie mogę nie przywołać innego równie cudownego rozpoczęcia z powieści Eden stanisława lema: w obliczeniach był błąd.
no tak. bez dwóch zdań. jakże by mogło być inaczej, skoro to agresywna biała małpa wydaje na świat światła dzieci albo obsługuje komputer..
i tak dalej, i tak dalej..
to nieme wejście croneberga w tym filmie - zaginiona atlantyda, chłopiec, zakaz, łazienka, wiadro, konsumpcja, poduszka, łzy matki, zły ojciec - to jest tego rodzaju kaliber wejścia jak dla mnie. wejścia doskonałego, czyli takiego po którym już nic w zasadzie mogłoby nie powstać, już moglibyśmy to wyłączyć..
no a najzabawniejsze w tym wszystkim jest to, że kiedy myślisz sobie, że w zasadzie to tutaj mógłbyś film wyłączyć i pójść spać sobie: nagle twoim oczom ukazuje się śpiący facet w inkubatorze stworzonym z ciała ósmego pasażera podróży. facet przyczepiony doń mackami za pomocą jakichś synaps czy połączeń neuronowych idących przez stos pacierzowy. tak jego, jak i tej zmutowanej glutowatopodobnej istoty.. i mean what more could you ask for?
jednak uprzedzam: potem jest nieco gorzej. film zwalnia z chwilą kiedy bohaterowie otwierają usta, przyspiesza - kiedy ponownie zaszywają je sobie..