Zegar biologiczny tyka, lata mijają, coraz więcej znajomych i krewnych dopytuje, czy to już czas… W końcu każda kobieta w końcu zechce mieć dziecko, co najwyżej żałując, gdy okaże się, że jest dawno na nie za późno. Jednak tak naprawdę zdarzają się osoby, które instynkt macierzyński ominie szerokim łukiem. Nawet wtedy, gdy mają partnerów. Nawet wtedy, gdy partnerzy ci pragną potomstwa. Tyle możliwych negatywnych bodźców, które wywierają presję, wywołują nieuzasadniony lęk przed niespełnieniem cudzych oczekiwań – tak głośno akcentowanych przez wszystkich wokół. Problematyka tokofobii wraz z towarzyszącymi jej zjawiskami społecznymi poddana została eksploracji w tegorocznym filmie „Zegar”.
Ella rozwija się zawodowo na naprawdę wysokim poziomie, osiągając wciąż nowe sukcesy. U boku ma wspierającego męża, a także wspaniałe przyjaciółki. Problem w tym, że nie chce mieć dzieci, choć wszyscy wokół właśnie tego od niej oczekują. Podczas jednej z wizyt u lekarza polecona zostaje jej niezwykła klinika, która zajmuje się leczeniem niechęci do posiadania potomstwa. Zmęczona natrętnymi pytaniami i chcąca zmienić coś w swym życiu, udaje się w tajemnicy w podróż. Przed nią kilka dni łykania dziwnych tabletek oraz jeszcze bardziej niepokojących terapii. Wkrótce zaczyna doświadczać przerażających omamów, odróżnianie przywidzeń od rzeczywistości staje się coraz trudniejsze, z kolei efekty uboczne stosowania tabletek dają jej się niemiłosiernie we znaki. Co w tym nowym porządku rzeczy jest prawdą, a co wyłącznie ukrytym za piękną fasadą fałszem?
Opowieść naprawdę mnie zaintrygowała, choć prezentuje ona dość prosty schemat. Wiele tu przerażających wizji, a oderwanie od realnego świata wyłącznie postępuje z każdym kadrem. Zauważę, że nie każdemu przypadnie do gustu ten rodzaj horroru – bardzo wiele tu aspektów psychologicznych, które z mojej perspektywy stanowią największy atut tego filmu, sprawiając, że jest on mroczniejszy od przeciętnego straszaka o potworach. Kolejne etapy psychozy przedstawione są naprawdę przekonująco i nawet widz może się pogubić w coraz bardziej zawiłych meandrach umysłu głównej bohaterki. Ciekawie wypada również wątek samej placówki badawczej, a także ten czysto obyczajowy. Naciski środowiskowe na bezdzietną Ellę zaznaczono tu bardzo wyraźnie, dzięki czemu można zrozumieć jej lęki, obawy oraz podejmowane przez nią decyzje. Wiele rozwiązań zaskakuje, niektóre mrożą krew w żyłach – klimat gęstnieje, napięcie rośnie: dzieje się wszystko to, co powinno w udanej produkcji.
Od strony technicznej horror ten prezentuje się udanie. Gra aktorska zadowala, z dużą przyjemnością ogląda się kolejne poczynania Elli (w tej roli Dianna Agron). Muzyka niepokoi, wykorzystany dźwięk, a także przeplatanie w nim wcześniejszych fraz wypowiadanych przez doktor Elizabeth Simmons buduje odrealniony klimat, który oscyluje płynnie między stanami świadomości i nieświadomości , zacierając granice między tym, co rzeczywiste, a tym, co dzieje się wyłącznie w umyśle głównej bohaterki. Najwięcej pozytywnych akcentów pada na płaszczyźnie wizualnej. Na kadry nałożono różne filtry, dzięki czemu jeszcze lepiej wybrzmiewa niepokojący charakter kolejnych omamów. Same sekwencje przywidzeń również prezentują się ciekawie, choć niektóre efekty specjalne wyglądają odrobinę tandetnie. Mimo tego, całość wypada naprawdę intrygująco.
Tegoroczny „Zegar” stanowi udane podejście do dość unikalnego w horrorze tematu. Nigdy wcześniej nie natrafiłam na wykorzystanie tak mało znanego lęku, jak tokofobia, na ekranie. Produkcję tę oceniam dość dobrze, tym bardziej, że wszelkie horrory psychologiczne od zawsze potrafiły przykuć moją uwagę. Jeśli ktoś poszukuje nietypowej pozycji pełnej dość unikalnych pomysłów – może miło zaskoczyć się w trakcie seansu. Osobiście przyznaję mu aż 7/10.