Ale wiesz, że film jest na podstawie powieści Jacka Londona, której tytuł został przetłumaczony na "Zew krwi"?
To już kwestia tradycji; tak jak Rachel Lynde pozostanie Małgorzatą z powodu zakorzenionego w polskiej świadomości pierwszego tłumaczenia "Ani z Zielonego Wzgórza" Bernsteinowej.
No przepraszam, ale tu nie ma co się zgadzać, czy nie; to jest fakt. Film ma taki tytuł, bo taki tytuł miała powieść. To tak jakby spytać:
- Dlaczego Ziemia nie jest płaska?
- Bo jest kulą.
- Wiem, ale się nie zgadzam.
Oh, wait... xD
No chyba nie bardzo wiesz, że film jest na podstawie powieści. Ta książka w Polsce pod takim tytułem funkcjonuje od 96 lat, więc gdybyś wiedział to nagle byś się nie dziwił
Nie tylko dlatego, że książka ma taki tytuł. Książka ma taki tytuł nie bez powodu. Zew krwi brzmi lepiej, brzmi fantastycznie. Ja mam ciarki, jak słyszę te dwa słowa obok siebie. Zew dziczy brzmi beznadziejnie. Nie ma w sobie tego czegoś. Poza tym przetłumaczenie "The call of the wild" jako zew dziczy jest banalnie proste. Nie trzeba być tłumaczem, żeby pójść tą drogą. Jednak tłumaczenie to coś więcej niż tylko oddanie słowo w słowo tego, co jest w języku wyjściowym napisane. Każdy język jest inny. To, co dobrze brzmi po angielsku, niekoniecznie dobrze zabrzmi po polsku. Tłumaczenie jest sztuką.