Całkowicie rozumiem dlaczego "Ziemia obiecana" jest uważana za najlepszy polski film w historii. Chyba nie ma innego rodowitego filmu nakręconego z takim rozmachem, no może "Potop" Hoffmana. Od strony wizualnej prawdziwe arcydzieło porównywalne z "Lampartem" Viscontiego czy "Barrym Lyndonem" Kubrick dlatego też nie rozumiem braku nominacji do Oscara za przecudne kostiumy. Jednak od strony fabularnej jest już gorzej. Początkowo historia strasznie mnie nudziła. Nie zależało mi na bohaterach. Z czasem to się zmieniło. Fajnie, że w Polsce również powstał film opowiadający o upadku (duchowym) człowieka, krytyce zbyt gwałtownego kapitalizmu, ale czegoś mi w nim brakowało dlatego taka ocena, a nie inna.
Za drugim razem film ogląda się znacznie lepiej. Gdy już się wie kto jest kim i jaka rolę odgrywa. Nawet dostrzegalne za pierwszym razem dluzyzny ogląda się płynnie.
Chyba żartujesz? "Potop" to czytadło w odcinkach dla kucharek; ekranizacja to landszaft dla plebsu.