Widziałem wiele słabych filmów, lecz czegoś tak kiepskiego nie pamiętam. Już po kilku minutach dało się wyczuć, że dialogi są sztucznie i zarazem śmiesznie naciągane. Po kilkunastu minutach była już tragedia. A po godzinie po prostu razem z żoną potraktowaliśmy ten film katastroficzny jak komedię i śmialiśmy się praktycznie z wszystkiego. Najgorsze były jednak dialogii i to altruistyczne tłumaczenie się ojca z kazdej czynności, którą wykonuje - miałem wrażenie, ze to film z audiodyskrypcją. Gdyby aktorzy nie paplali bez sensu jęzorami przez cały film, dałoby się to jeszcze jakoś obejrzeć. Druga sprawa to efekty specjalne. Wybuchające wulkany, wybuch tego małego samolotu, tylko dlatego, że wyciekło z niego paliwo na mrozie, driftowanie autem po lodzie - to jest po prostu wizualna tragedia. I trzecia sprawa to kompletny brak dramaturgii. Kolesie w rozpiętych bluzach i kobiety z nienagannymi fryzurami i makijażem chodzą po siarczystym mrozie. Śnieg ze styropianu. Zero wilgoci na twarzach ludzi. To wszystko powoduje, że film zaczyna nas śmieszyć. Gdyby żył Leslie Nielsen, śmiało możnaby obsadzić go w roli głównej. Zmienić tytuł na Ice Age 2012 & 1/2. I mamy super komedię. ;-)