Słaby film. Nudny. Jakiś murzyn daje się porwać i wywieźć na południe Stanów. Brakowało tam rąk do pracy? Dość ryzykowna operacja imo. Doktor Strange to dobry pan, ale specjalnie nie interesujący się swoim dobytkiem. Widocznie stać go. Dano świńska morda, z kumplami, może zrobić z cudzym murzynem co zechce. I wisi sobie czarny godzinami, a każdy ma to w dupie. Potem ten tragiczny Fassbender. Oj, szarżuje chłop; udaje Jokera czy innego Jacka Sparrowa. Wiele z tego nie wynika. Wbrew filmowemu plakatowi, nasz bohater nie próbuje uciekać; latami robi normy na plantacji bawełny. Lupita świeci oczami. Dostaje ostre lanie, ale nie pamiętam za co. Ukradła mydło? Pod koniec filmu dobry Brad Pitt, co kocha dzieci o różnych kolorach skóry, pomaga naszemu afroamerykaninowi i wreszcie – rzewny happy end. Szkoda czasu.