Film świetny, porządnie nakręcony, stonowany, ze świetną muzyką, Oscarowym aktorstwem i
przede wszystkim poruszającą historią.
Szczególnie piękne są sceny, które ukazują ludzką, świadomą hipokryzję (czytanie Biblii przez
Forda podczas mszy świętej dla niewolników) i sceny, w których bezduszne dla widza postaci
okazują choć na chwilę docenienie, czułość.
Najlepsze jest tutaj aktorstwo, szczególnie Eijofor i Fassbender. Może role im powierzone były
charakterystyczne, przewidywalne i jasne, ale zostały odegrane po mistrzowsku.
Steve McQueen kręcąc '12 Years a Slave' wiedział, że Akademia przyzna mu Oscary. W tych
czasach zrobienie filmu smutnego (na dodatek o uciśnionych niegdyś ludziach) jest wręcz
gwarancją sukcesu, głównie ze względu na litość i (niestety) poprawność polityczną.
Historia jednak była warta takiego filmu. Pomijając nagrody, splendor, całą otoczkę i dyskusje wokół tego tworu trzeba przyznać jedno - jest to dzieło, kino niemal bezbłędne.
P.S. Zapewne pojawią się komentarze, które będą do filmu dorabiać politykę. Może sam ją
dorobiłem w czwartym akapicie, ale apeluję: odpuśćcie. To film przede wszystkim biograficzny.
Systemów idealnych nie ma, a kapitalizm możliwy jest bez niewolnictwa.
Pozdrawiam.