PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=10037850}

Zostaw świat za sobą

Leave the World Behind
6,0 37 833
oceny
6,0 10 1 37833
5,8 20
ocen krytyków
Zostaw świat za sobą
powrót do forum filmu Zostaw świat za sobą

Między wszystkimi bohaterami filmu nie ma głębokiej, rodzinnej więzi.

Przypominają osoby, które przypadkiem znalazły się fizycznie blisko siebie, więc cóż, jakoś muszą to znieść, chociaż na dobrą sprawę od siebie uciekają. Nawet gdy uciekają od „świata” całą swą rodzinką, od siebie nawzajem też w sumie... uciekają. Jak już rodzice zostają na tym wypadzie sami ze sobą pod wieczór, to muszą sobie porządnie popić i pogadać o pierdołach. Alkohol sprzyja ucieczce.

Brat zbywa siostrę, rodzice właściwie też nie traktują potrzeb córki zbyt poważnie, więc ona przez to ucieka we własny świat i niezdrowo fascynuje się serialem, bo serial, chociaż nieco przekłamany, przynajmniej niesie ten dobry aspekt więzi między „Przyjaciółmi”.

Jednocześnie to, co łatwo podtrzymuje życie naszej trzódki w bezpiecznej, choć powoli niszczącej ich serce izolacji, a więc cała nowoczesna technologia, zostaje w pewnym momencie na amen zhakowana, niedziałająca i bezużyteczna.

Mniejsza o to, jakie siły za to odpowiadają. Okazuje się właśnie wtedy, że to wszystko jest tylko narzędzie, więc bohaterowie, w obliczu tej wszechogarniającej awarii technologii, dopiero zacieśniają więzy między sobą, choć na przemian też kłócą się i wylewają swoje żale nagromadzone przez dotychczasowe i codzienne życie w zasadniczym samolubstwie i próżniactwie.

Wszyscy są na tyle tchórzliwi i/lub próżni, że do nikogo nie poczułem zbytniej sympatii; byli tak względem siebie nawzajem puści i egocentryczni, że aż żal mi ich nie było, a być powinno. Zacząłem bardziej się z nimi utożsamiać, gdy zaczęli się trochę zmieniać i okazywać zdolność do poświęceń pod wpływem dotykającej ich wszystkich tragedii.

Główna bohaterka, którą gra Julia Roberts, od początku wzbudzała we mnie największą niechęć, a jej obwieszczenie, że „za*ebiście nienawidzi ludzi”, tylko potwierdziło mi pierwsze wrażenie co do tej postaci, które później towarzyszyło mi podczas niemal całego seansu, bo przez pryzmat jej duchowej ucieczki i zagubienia patrzyłem, jak bardzo ona nie potrafi faktycznie „wypocząć” podczas tego spontanicznego „wypoczynku”.

Nawet po tym jej wygłoszeniu mizantropii zapauzowałem film i spisałem swoją refleksję o takim uciekaniu od ludzi (bo prowadzę swojego bloga), więc jakie było moje pozytywne zaskoczenie, gdy już bliżej końca historii ta bohaterka (podczas pobytu w małym domku) w końcu zdradziła młodej mulatce swoje doświadczenie i swoje patrzenie na ludzi, które ją czyniło zgorzkniałą i ani trochę samokrytyczną jednocześnie.

Co z nastolatkiem? Typowy współczesny nastolatek, nie zagadał ani słowem do mulatki, która mu się podobała, zadowolił się masturbowaniem do zrobionych jej ukradkiem fotek. Masakra. Mulatka... strasznie opryskliwa i wyniosła. Ojciec tak wobec niej cierpliwy, że z zerowymi metodami dyscyplinującymi, totalne „partnerstwo” między ojcem i córką.

I to wszystko jest raczej przez film słusznie, z zamierzenia, krytykowane. A co należy do elementu propagandowego, typowego dla Netflixa?

Cóż, zapewne to, że „białe samce” są w tym filmie, w ten czy inny sposób, najbardziej żałosne. Bo braciszek wprawdzie lekki bufon, ale przy tym próżniak, a dziewczynka, choć wydaje się być „odklejona” i zahipnotyzowana, zdaje się jednak kierować jakąś megaintuicją skrywającą w sobie uduchowienie.

Biały ojciec niby ma dobre chęci, ale jest kompletnie naiwny i nieporadny, podczas gdy jego żona zarówno więcej potrafi analizować, jak i dysponować intuicją. Mężczyzna, który wydaje się być najbardziej wyważony między inteligencją a szlachetnością, jest czarny.

Oczywiście mi to nie przeszkadza, bo nie jestem ani trochę rasistą, w życiu bywa różnie, jednak warto wyłapać elementy typowe dla propagandy, bo propaganda, jak to propaganda, ma pewną ciągłość, która podprogowo chce nas przekonać do jakichś rzekomych trendów. No to wyłapujemy.

Jak to podsumować? Jaka pointa? Cóż. W każdej chwili ktoś, zupełnie nie wiadomo kto, może wykorzystać nasze ukochane narzędzia po to, by nas zwrócić przeciwko sobie, a my powinniśmy w tych warunkach raczej zwrócić się KU sobie, jeśli nie ma ku temu innej okazji niż dotykające nas solidarnie zagrożenie.

Bo dotykające nas solidarnie zagrożenie odgrywa się w sumie na co dzień, gdy dystansujemy się od siebie nawzajem, a uciekamy w świat technologii.

Czyli takie podwójne dno w przesłaniu: technologia może nam zagrozić jawnie, choć wtedy jest większa szansa na zaciśnienie więzi, aczkolwiek na co dzień i stopniowo technika zagraża nam w sposób skryty, przypominający gotowanie żaby, i to jeszcze bardziej nam zagraża, bo zabija nasze człowieczeństwo wyrażające się w pewnym poświęceniu i ciepłej relacji.

Koniec końców najbardziej „dziecinna” postać z tego filmu, ta niby odrealniona nastolatka z duszą dziecka, kieruje się intuicyjnie właśnie głęboką potrzebą autentycznej relacji, a nie znajdując tego w życiu rodzinnym, ucieka w wirtualny świat – w serial.

Czyli tutaj widzimy pewien paradoks względem tego, o czym nadmieniłem wyżej – paradoks polegający na tym, że jeśli ktoś szuka wartości typowych dla człowieczeństwa, to może je znaleźć nawet wtedy, gdy niby „realny” świat wokół jest otumaniony i znieczulony tępą rozrywką oraz wyścigiem. Bo przy tym wszystkim stary serial „Przyjaciele” jest nadal dość niewinny.

Ba! Nasza mała bohatereczka, kierowana intuicyjnie tą potrzebą, jako jedyna postać w całym filmie wygłasza pewne zdanie o BOGU! I ona jako pierwsza znajduje ratunek, bo jako pierwsza nie czeka zupełnie bezradnie, ale SZUKA, kierując się tą podskórną potrzebą. Szukała tego, co cenne, choćby to było zdawkowe i się znajdowało w serialu – szukała i znalazła, a dzięki temu również inni znaleźli ratunek, bo wiedziała chyba, że gdy ona wyjdzie z chaty i zacznie szukać, to i oni jej szukać będą.

Wygląda na to, że ona miała jakiś poniekąd dar proroczy, za którym musiała iść wbrew „rozsądkowi”, setkom spekulacji, analiz i dywagacji dorosłych. W kontekście tego wszystkiego tytuł filmu „Zostaw świat za sobą” jest bardzo wymowny, a zarazem wielowymiarowy czy też wielowarstwowy. Nasi bohaterowie chcieli zostawić świat za sobą, ale zasadniczo to, co w tym świecie najgorsze, zostało w nich – mało tego, nadal było sednem ich życia, bo poza zmianą okoliczności nie zmieniły się ich relacje, a tkwili w swoich „światach”, dopóki nie przygwoździła ich wielka awaria.

Najmłodsza bohaterka żyła najbardziej „w swoim świecie”, ale najmniej zakażonym duchowo, i stąd właśnie ona de facto wszystkich uratowała, gdy inni już się nawzajem sobie ze wszystkiego wyspowiadali, wyrzucili żale, zrobili retrospekcję, przegląd sumień lub bardziej praktycznie (jak biały ojciec) zdobyli się w końcu na heroizm, żeby ratować bliskich.

W sumie fajny film, który wywiązał się z zadania jako film ze swojej kategorii, bo przygniatał atmosferą niepokoju, dlatego warto po takim seansie zrobić odtrutkę i zrobić coś budującego. Przepraszam za średni styl, pisałem to „na kolanie”. :)

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones