Poszedłem na ten film w Pakistanie, tutaj widocznie miał on premierę nieco wcześniej niż w Polsce. To był pierwszy film, który chciałem przestać oglądać po 15 minutach. Dlaczego? Dialogi sklecone są tak, jakby adresatem tego dzieła był upośledzony gimnazjalista. W sumie to żadna rozmowa w filmie nie trwa dłużej niż 1 minutę, krótka wymiana zdań bez głębszej analizy. Diesel brzmi jak Gołota po 40 rundach obrywania po głowie, w dodatku jest arogancki i ze wszystkiego się cieszy. Tak wykreowany główny bohater może zaimponować co najwyżej 15 latkowi ustawiającemu sobie gołe kobiety na ekranie telefonu komórkowego. Film nie jest głupi, on jest idiotyczny:
- Młoda dziewczyna, która nigdy nie miała kontaktu z bronią i nikogo nie zabiła nagle staje w obliczy konfrontacji. Chwyta więc karabinek i strzela w kierunku dwóch facetów. Potem ten sam karabinek wypada jej z dłoni i strzela na prawo i lewo. Oczywiście wszyscy źli giną a jej się nic nie dzieje, żaden rykoszet. Osoba, która właśnie zabiła kogoś po raz pierwszy w życiu...cieszy się i jest widocznie podniecona. Cóż, w rzeczywistości tak nie jest.
- Panowie ścigają się motorami. Nie ma w tym nic dziwnego, prawda? Cóż, oni robią to pod wodą, w morzu. Słonym morzu. Silnik działa więc jak skrzela ryby, nie wiedziałem. To największy absurd filmu.
- Dobrzy strzelają celnie, jednym pociskiem powalają wszystkich. Źli strzelają na prawo i lewo, zmasowany ogień, pociski śmigają, odbijają się, rykoszet. Dobry nie zostaje trafiony, nigdy.
-...wait, raz zostaje ranny! Jeden obrywa w ramię i w nogę. Oczywiście nie dostaje opatrunku bo jest niezniszczalny. Kilka scen później nie ma śladu krwi czy w ogóle dziur w ubraniu. A przecież krzyknął z bólu. Czyżby kamizelka kuloodporna na nogach i rękach?
- Diesel leci sobie samolotem, samolot buja się, chwieje, turbulencja. Bijatyka. Potem wyskakuje, łapie spadochron i otwiera go jakieś kilka metrów nad ziemią. Potem wstaje, rzuca swój tekścik, nie ma żadnych ran, nawet zadrapania, podchodzi do kobiety i ją całuje. Cóż, nawet Stallone czy Arnold musieliby napić się wody czy usiąść na kamieniu i zaczerpnąć powietrza. Diesel to maszyna, nie człowiek.
- Dwóch gości zostaje potrąconych przez samochód, lecą jakieś 10 metrów i opadają na ulicę. Maska auta wgnieciona. Normalnie człowiek by już nie żył. Oni wstają..bez żadnej kontuzji! Cóż, zrobieni są zapewne z drutów zbrojeniowych.
- Przez cały film nikt się nie męczy, Diesel paraduje w swoim podkoszulku, lata po świecie jak mu się chce, co sekundę jest gdzie indziej. Swoich ludzi też chyba teleportuje bo pojawiają się w samolocie, którym leci. A to pomimo faktu, że rozrzuceni byli po różnych zakątkach globu.
- Kobiety na ogół ukazane są jako symbol seksu, gołe pośladki i jędrne uda. Taki obraz kobiety może zaimponować napalonemu Panu w kryzysie wieku średniego albo rozpalonemu niczym żelazo 15 latkowi z gimnazjum, który onanizuje się w przerwie między matematyką a angielskim.
Scenariusz jest porażką, dialogi przypominają to, co słyszymy na ulicach, przy stadionach albo na trzepakach. Taki sam poziom intelektualny. Charaktery w tym filmie są stereotypowe, pozbawione głębi. Fabuła przypomina tandetne kino z Tajwanu lub z Hong-Kongu, takie z lat 80' XX wieku, w stylu "biegnie, kopie i napisy końcowe". Diesel to drewno, coś jak dąb czy nawet baobab. Warsztat aktorski ograniczony do napinania muskuł , uśmiechania się i skakania z wysokości. No i super morał dla młodych! Na początku Diesel całuje laseczkę w Ameryce Środkowej, swoją dziewczynę. Na końcu ją zdradza, ale to jest w porządku. Radzę obejrzeć Akademię Policyjną, dziesięć razy z rzędu, lepiej spędzony czas. Film może być głupi, można go oglądać dla zabawny, bez refleksji. Ten film to jednak przesada, to gwałt na intelekcie. To smutne, że są ludzie, którym coś takiego się podoba. Ja, moja dziewczyna i nasz znajomy uznaliśmy po filmie, że był tragiczny. Cóż, najwięcej radości mieliśmy ze śmieszkowania po sesansie niż z samego seansu. Pozdrawiam.
Takie filmy istnieją tylko dla celów rozrywkowych, nie intelektualnych. Dlatego są nazywane "popcorniakami". Nie są szczególnie logiczne, mają tylko oferować właśnie rozrywkę (a to, czy rozrywkę dobrą lub złą, to inna kwestia). Nowy "Underworld" oglądałem z wku**ieniem na twarzy, bo to film zły, okrutny, żałosny, ale popcorn pałaszowało mi się na nim jak nigdy, smaczny był (Cinema City, brawo, jeszcze tylko załatwcie lepsze kopie filmów, to będę bardziej usatysfakcjonowany).
Mówisz że kaszana? W sumie to nie mogło się udać, ja obejrzę jak będzie z lektorem,tylko dlatego ze gra Donnie
Zależy czego oczekujesz? - jeśli czegoś "głębszego" to nie warto tracić czasu, ale jeśli podejdziesz do niego, jak np do serii WŚCIEKLI I SZYBCY, gdzie liczy się tylko efektowna akcja to otrzymasz 97min takiej rozrywki...
Jest to poniekąd racja i nie należy zbyt wiele wymagać od tego typu filmików, lecz . . .
Poziom absurdu i ilość nonsensów z produkcji na produkcję rosną w zatrważającym tempie i zamiast filmu akcji mamy do czynienia bardziej z baletem abstrakcyjnych akrobacji i popisem scen łamiących najbardziej podstawowe prawa fizyki, a wszystko to na jakiś linach i makietach, green/blue screenach i okraszone hektolitrami potu operatorów CGI.
O zwykłej przyziemnej logice już w ogóle nie wspominam, bo jej brak jest jakby z założenia . . .
Michał zgadza się,ale na odmóżdżenie muszą też być takie produkcje.Dla mnie raz na jakiś czas obejrzenie takiego filmiku to jest bardzo przyjemnie spędzony,bo relaksująco czas.A nie zapominajmy,że i takie produkcje też mają swoje grono fanów.
Nie rozumiem tylko ludzi,którzy mają wielkie pretensje po obejrzeniu,bo czegóż wymagać od filmu w którym główną rolę gra Vin Diesel...
Oj tam nie narzekaj na te absurdy tu i przypomnij Sobie choćby ADRENALINĘ ze Stathamem i to były loty,a mimo to obie części wspominam bardzo mile...
Tak, tylko ADRENALINY to były jawnie pół żartem pół serio, a tu nie wiadomo, nie określili się jasno. Statham stworzył tam naprawdę niezłą kreację i jego postać była taka z pogranicza pastiszu. Pamiętam jak się śmiałem, szczególnie jak z Amy grał ten ich związek.
Dobra, dajmy sobie spokój, bo można tak długo dyskutować a dla tego filmu już więcej nie warto.
Kiedy oglądasz CHRISTINE?
Christine ma dopiero numerek(jak u znachora-haha)- 7,więc ciut poczeka,bo mam jeszcze lekki kryzysik,czyli przesyt filmowy-włączyłem dziś fajnego koreańca i po pół godzinie musiałem nacisnąć stop...
Też mam momentami przesyt, jak rasowy znudzony łupami i korsarstwem pirat :D
Ja wtedy, gdy film mnie nie ciekawi zupełnie, najnormalniej w świecie podkręcam śrubę i oglądam cały film w, zależy od znudzenia, jakieś 10, 15 albo 20 minut. Raz mi się zdarzyło robić porządki w katalogu "nowe", które były już stare bo leżały huk wie ile, to z 4-5 filmów załatwiłem tak w niespełna godzinę. Resztę (jakieś 7-8szt) skasowałem zaglądając tylko na początek i końcówki, tak po 2-3 minuty na delikwenta.
Taki ze mnie zimny drań!
Szukam pereł i złota, a glony i zdechłe ryby wywalam z hukiem za burtę.
No nie 2-3 minuty to bezsens w ogóle.Nawet nie chciałoby mi się przycisków wciskać na klawiaturze.
JEDEN!!!-oceniłem po samym trailerze,bo poprzedniej części dałem niską ocenę,a i zawierzyłem znajomej,która zjechała arcydzieło doszczętnie.
10,15 albo 20 minut-to mi zajmuje oglądanie filmów z np. Stevenem Seagalem,czy Dolphem Lundgrenem.
A pereł i złota to dalej sobie szukaj i szukaj,choć Ktoś Ci je non-stop pod nos podtyka,a Ty niczym ślepiec je omijasz....
Wcale się nie denerwuje, bo niby czym.
Zrobię z Tobą to co z innym znajomym-zamiast polecanych oglądał notorycznie gów***, to później był zdziwiony,że nagle POLECANE przestały do niego docierać, a w moim wieku skleroza szybko postępuje,więc i niektóre "adresy" zanikają w pamięci...
No dobra, będzie co ma być. Na głowie nie stanę, ale jak Ci się pogorszy to sprezentuję Ci ze dwie-trzy paczki bilobilu i może się wtedy poprawi . . .
A jak nie, to podeślę memo-naklejkę na monitor, ku pamięci.
Ale ja Cię nie proszę byś stawał na głowie.
Weź się za oglądanie Filmów,a nie filmów, czy coś niby do tego podobnego...
Na cdax tv można już obejrzeć z napisami ten film jakość niezła choć mogła być lepsza
...i po seansie. Zgadzam się z Tobą, nawet dziwnie nakręcona scena w jaki sposób "wykończyli" wojskowego satelitę.