więcej odwagi - chyba najwyższy czas się odezwać! Czytając Wasze liczne komentarze (świetne - moim zdaniem bardzo trafnie oddajace wasze odczucia) widzę, że wcale nie jesteście wymierajacym gatunkiem - co bardzo mnie cieszy. Choć niektórych to może śmieszy (często też i wkurza) - to przecież żaden wstyd, że ponad brutalność, wulgaryzmy, prymitywne dialogi i denne dowcipy przedkładacie prawdziwe wzruszenia. Nie jest też wstydem, że urzeka Was piękno w jakiejkolwiek filmowej postaci - zachwycającej scenografii, nastrojowej muzyki czy przejmującej kreacji aktorskiej. Dlatego gorąco zachęcam Was do dyskusji nad tym, które filmy najbardziej Was oczarowały, wzruszyły, skłoniły do refleksji i dlaczego właśnie je uznaliście za godne zapamiętania.
Takich tematów było juz na prawdę wiele... Jednak forma Twojego wydała mi się szczególnie urocza, dlatego się wpiszę [Poza tym lubię żeńskie imiona z podwójnym "n"...].
OSTATNIO chodzi za mną duch reżyserów, których mógłbym oglądać bez przerwy...
Jim Jarmusch - za niepowtażalną, spowolnioną atmosferę, przedziwny amalgamat Ameryki i kina europejskiego (szczególnie "Kawa i papierosy", "Truposz" i "Poza prawem"). Czekam na "Złamany kwiat",
Akira Kurosawa - niedawno odkryty przeze mnie po kilku dobrych latach zapomnienia. Za cały humanizm i artystyczną doskonałość obrazów (zwłaszcza "Tron we krwi", "Siedmiu samurajów" i "Rudobrody").
Lubię też stare polskie kino, przede wszystkim Hasa, Konwickiego, hmm... Leszczyńskiego...
Nie wiem, czy jestem filmowym romantykiem i nie wiem, czy muszę się ujawniać. Ale trudno. NIECH NAS ZOBACZĄ.
Pozdrawiam!
Cześć! Dziękuję za pozdrowienia. Jestem pod szczególnym wrażeniem Twojej wypowiedzi - zwłaszcza imponującej znajomości klasyki światowego kina oraz umiejętności formuowania tak trafnej i orginalnej oceny (trochę Ci tego zazdroszczę). Cieszy mnie fakt, że potrafisz też docenić urok rodzimej kinematografii w jej bodajże najświetniejszym okresie. Ponadto obecność Bergmana, Hasa, Deepa i Komedy oraz "Pożegnań" i "Śmierci w Wenecji" wśród Twoich "ulubionych" przywołała miłe uczucie ciepła w okolicy serca...
A co do mnie - to jak widać z oczywistych względów najsilniej pociąga mnie "babskie kino" - stąd pewnie ci "romantycy" w tytule...Pozdrawiam!
Niezmiennie mnie wzrusza "ZApisano w niebie" Alana Rudolpha,opowieść o zmarłym bohaterze,który w niebie napotyka swoją miłość.Gdy ją traci,rodzi się na nowo,ona też.Nie pamiętają nic i mają 30 lat by się odnaleźć...
Albo piękne są jeszcze "Igraszki losu"-nierealistyczna i ciepła opowieść o przeznaczeniu.
A także wzrusza mnie "Przystanek Alaska" gdzie panuje harmonia,przyjaźń i zgoda z samym sobą.
Przy okazji podjętej przeze mnie próby zachęcenia Was do dyskusji (jak widać z dobrym skutkiem - znakomite komentarze) powinnam też napomknąć o moich filmowych zauroczeniach, oczarowaniach, wzruszeniach. Obiecuję, że postaram się Was nie zanudzić zbyt długim ich opisem.
Cóż, są filmy tak piękne, subtelne, urzekajace swoją delikatnością, że bez żadnych oporów zakochujesz się w nich od pierwszego wejrzenia i możesz trwać w takim stanie przez długie lata wciąż wracając do nich pamięcią. W moim przypadku są to filmy J. Ivory i R. Attenborough szczególnie "Okruchy dnia", "Powrót do Howards End" i "Cienista dolina". Kompletnie oczarowała mnie koncertowa gra duetów Hopkins - Thompson i Hopkins - Winger.
Uwielbiam też "Pożegnanie z Afryką" i "Pomiędzy niebem a ziemią" , które zachwyciły mnie min. pięknem zdjęć, genialnym tłem muzycznym i niepowtarzalnym klimatem.